wtorek, 8 lipca 2014

Tymczasowy współokator i inne przyjemniaczki...

Dzisiaj chciałam Wam przedstawić mojego byłego współlokatora… Poznałam go siedząc w  moim pokoju u Państwa O. i gadając z Karo… Nagle Karo mówi – Co to? Plama na suficie? Ja (ślepa) na to – Tak, plama… ej ale ta plama się rusza! No i po głębszych oględzinach okazało się, że to  nic innego jak jaszczurka na suficie! Spanikowana pobiegłam na dół poinformować o tym napawającym grozą wydarzeniu Panią H., a ona na to bez żadnego poruszenia i ze stoickim spokojem: Jaszczurka na suficie? Taka żółta? Nie żółta? Wszystko jedno,  jaszczurki to bardzo pożądane zwierzątka (zjadają muchy)… No i co mogłam zrobić po  takiej odpowiedzi – mogłam tylko zaakceptować nowego współlokatora… i w sumie wszystko było ok do momentu,  gdy po dłuższej nieobecności w pokoju okazało się,  że nigdzie go nie widać… oznaczało to, że może być WSZĘDZIE. W nocy każde swędzenie na nodze  itp. wydawały mi się gekonem… ale jakoś przeżyłam :P Zmierzam do tego, że w Texasie jaszczurka na suficie to ponoć chleb powszedni. No ok.




Jak już mówimy o tutejszej faunie i florze  to delikatnie mówiąc są one MAŁO PRZYJEMNE. Trawniczki w Dallas są przepiękne, zieloniutkie, wykoszone, aż proszą o położenie się na nich pod drzewkiem – nic bardziej zgubnego – ogromne jadowite mrówki tylko na to czekają – są naprawdę we wcześniej wspominanym rozmiarze teksańskim. Nie wiedząc jeszcze o tych robaczkach przechadzałam się niewinnie trawnikiem pierwszego dnia  po przyjeździe i właściwie gdyby na mnie krzyknięto w odpowiednim momencie wlazłabym w takie mrowisko …w sandałach.  Jeśli chodzi o owady to dzisiaj przed naszym mieszkaniem na poręczy był sobie taki o to świerszczyk wielkości mojej pięści – słodkie maleństwo, prawda?!




Węże i wężopodobne stworzenia też są tu ponoć popularnymi stworzonkami  (i nie mam tu na myśli naszych polskich zaskrońcy). Jednak Pan Z. powiedział, że spokojnie, nie ma się co martwić, trzeba tylko pamiętać, aby jak już cię coś ugryzie  nie zapomnieć zrobić temu czemuś ZDJĘCIA. No tak, na pewno w panice pomyślałabym o sweet foci z wężem :D (Te zdjęcia mają oczywiście sens – wtedy służby ratunkowe wiedzą od razu jakie antidotum podać, ciężko jednak zachować zimną krew i pamiętać o zdjęciu w takiej sytuacji :p)
Jeśli chodzi o inne bytujące w Dallas stworzenia to pełno jest tu wiewiórek (ale tylko szarych) oraz szopów praczy -  nie są one tu jednak uważane za milutkie zwierzątka jak u nas – tutaj traktowane są jak najgorsze szkodnik ( i do tego bardzo sprytne i inteligentne!).

Ze zwierząt domowych to jeszcze w naszym nowym mieszkaniu z 7  karaluchów widziałyśmy – są one prawdziwą plagą w USA! (o właśnie, musimy iść to zgłosić)

Roślinki też nie pozostają w tyle – jest tu pełno poison ivy – roślina wywołując BARDZO silne swędzenie, i BOLESNĄ wysypkę - rozpowszechniona jest nawet na parkowych trawnikach. Już wiem, czemu zielona laska z Batmana się tak nazywała…

No, taka jakaś przyrodnicza notka mi wyszła, ale naprawdę chciałam Wam opowiedzieć jak NIEZWYKLE PRZYJAZNA człowiekowi jest przyroda w Dallas… ;)

Z aktualności:
 – w poniedziałek się przeprowadziłyśmy do naszego mieszkania, ale dopiero w piątek podłączą nam internet, więc internet mam tylko w labie. Więcej info później.
- zaczęłam przygotowywać linie komórkowe do moich eksperymentów w przyszłości. (muszę ich baaardzo dużo namnożyć, zrobić zapasy i utrzymać w dobrej kondycji - muszę sprawić aby były happy, jak tutaj mówią :) )
- w piątek będzie lab-meeting z szefową labu - videokonferencja, bo jest nieobecna...i ja mam przedstawić kilka slajdów dotyczących tego, co będę robić...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz