czwartek, 24 lipca 2014

Idziemy po chleb? Czyli jak zdobyłyśmy nowych znajomych.

Nasze życie towarzyskie póki co jest raczej ubogie, bo  jak na ten moment - znamy siebie, kilka osób z labów, Państwo O. i kilka innych osób z Pl. Mając tak skromną listę znajomych nie jest łatwo o jakieś wyjście towarzyskie w weekend. Został nam tylko wieczór przy piwie w domu. I z takim też przekonaniem poszłyśmy z Karo w ostatni piątek po piwo i chleb do meksykańskiego supermarketu. Po drodze mijałyśmy jakiś bar/pub, który nie wyglądał zbyt zachęcająco, wyglądał jakby w środku był zamknięty, a tylko na zewnątrz siedziało kilka osób. Pomyślałyśmy, że może po zakupach wstąpimy na chwilę. Wracając z torbami i zgrzewką piwa stwierdziłyśmy jednak, że może lepiej nie, popatrzyłyśmy tylko na chwilę w stronę pubu  mijając go. Nagle ktoś wyskoczył z stamtąd i zaczął za nami iść, a właściwie to truchtać w naszą stronę...

A: Karo, ktoś za nami idzie!
K: Kurde, nie obracajmy się!
A: Dobra, przyspieszmy, uciekamy!

Po chwili się jednak odwróciłyśmy i usłyszałyśmy: "Spokojnie, ja was znam, nie uciekajcie!" i faktycznie okazało się, że był to Jacob od Martyny z labu... sytuacja była przekomiczna. Chociaż w tamtej chwili byłyśmy naprawdę przestraszone. W każdym razie wszystko skończyło się zaproszeniem na piwo i dołączeniem do Jacoba, jego dziewczyny i znajomych. Było tam kilka osób z uniwerku, ale też ludzie spoza. Spróbowałyśmy dwóch rodzajów teksańskiego piwa - jedno z nich - Revolver było bardzo dobre, drugie było ciemniejsze i ciężkie do wypicia... I to po tym ciemnym chyba tak bolała mnie głowa następnego dnia (miało chyba 9%)... Pub okazał się całkiem spoko pubem, a  nawet zdobył jakieś nagrody. Jak dla mnie powinien dostać nagrodę za to, że jest  otwarty dłużej niż do 22:00 (całe szczęście!)... W każdym razie w sąsiedztwie mamy jeden z najlepszych pubów w Dallas. I pomimo tego, że byłam w dresie i bez makijażu -  w końcu było ciemno, a my tylko poszłyśmy po chleb - było naprawdę dooobrze :)









Później dołączyła do nas Martyna i stwierdziłyśmy, że trzeba wykorzystać okazję i zaprosić ludzi na nasza super domówkę (po angielsku mówi się na to 'ogrzewanie domu', czyli housewarmig party), w której potencjalnymi uczestnikami do tej pory byłyśmy my 3. Wszyscy bardzo ochoczo zareagowali na naszą propozycję i na piątek wieczór jesteśmy umówieni z ludźmi. I będzie nas chyba z 13 osób, szaleństwo co?   Zastanawiamy się, jak pokazać im naszą POLSKOŚĆ... oczywiście oprócz wódki, bo misję POLSKA WÓDKA już wykonałam i udało mi się znaleźć tylko dwa rodzaje - Luksusową i Sobieskiego w butelkach w rozmiarze teksańskim - 1,75l! Chciałyśmy też zrobić pierogi, ale ponoć znalezienie tu odpowiedniego sera (czyli zwykłego białego sera) graniczy z cudem...


Trzymajcie kciuki, aby nasza domówka się udała i jeśli macie jakieś pomysły jakie atrakcje powinnyśmy zapewnić, to piszcie!

:)


P.S. Z innych spraw to jeszcze dość niespodziewanie musiałam wygłosić prezentację na lab meetingu - bardzo się stresowałam, ale ostatecznie wszystko poszło dobrze :)


Trzymajcie się!

Anna


2 komentarze:

  1. Może parówki w ciście wg Twojego przepisu?

    OdpowiedzUsuń
  2. Pani Pieska B: Anonim był szybszy:) bo tez miałam te parówki zasugerować:) Piwko 9%?? to pewnie karpackie było...:) pozdro:*

    OdpowiedzUsuń