sobota, 24 stycznia 2015

Kraina serem i sosem płynąca, czyli rzecz o amerykańskim jedzeniu!

Witam.

Ostatnio sobie  tak myślałam o moim blogu, że sprawia mi frajdę pisanie i jest mi bardzo milo, gdy ludzie mówią, że lubią go czytać, że dowiadują się wielu ciekawostek i czekają na kolejne notki – nawet znajomi znajomych, którzy mnie nigdy nie widzieli na oczy (no poza fotkami na blogu).
Jestem pozytywnie zaskoczona , że mój swego rodzaju ‘pamiętnik z życia na obczyźnie’ jest tak poczytny. Dzięki!  :)

Podczas tych moich rozmyślań zrodził się pomysł,  że co jakiś czas pojawi się tu notka, powiedzmy  tematyczna, dotycząca jakiegoś konkretnego aspektu życia w USA. Pewne informacje są przemycane przeze mnie w tych notkach  „codziennych”, ale raz na jakiś czas podsumuję zgromadzone przeze mnie informacje na dany temat.

Dzisiaj wprowadzam mój pomysł w życie. A temat numer 1 to…  JEDZENIE. W końcu jak to mówią: Powiedz mi, co jesz, a ja ci powiem, kim jesteś.

Jakie jest amerykańskie jedzenie? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, bo amerykańską kulturę  tworzy mix kulturowy z całego świata, w związku z tym zwyczaje dotyczące jedzenia też są bardzo różnorodne i silnie zależą od stanu. Można jednak zauważyć pewne prawidłowości.

1. Wszystko opływa w tłuste, wysokokaloryczne sosy.

Jest bardzo szeroki wybór sosów,  aczkolwiek w Teksasie panuje oczywiście BBQ.  Poza tym dużą popularnością cieszy się miodowo- musztardowy, winegret i ranch. No z tymi sosami to faktycznie jest przegięcie – częsta sytuacja w barach sałatkowych:  zdrowe warzywa, sałatka jest komponowana… a na koniec polewana HEKTOLITRAMI sosu,  po czym trafia w ręce duuużej kobiety, która mówi do koleżanki – dzisiaj tylko sałatka, bo jestem na diecie… Taaaa… ale nie da się ukryć – sama sałata nie smakuje tak dobrze :p

2. Ser królem królów.

Ser jest zdecydowanie ulubionym dodatkiem Amerykanów. Poczynając od tostów z serem na serze W SPRAYU kończąc.  Tak, dobrze przeczytaliście… Jest to wyrób seropodobny o konsystencji bitej śmietany… Fuuu. Nawet ja – wielka miłośniczka sera chyba bym nie odważyła się tego spróbować. Chociaż może powinnam, aby z czystym sumieniem  opowiadać, jakie to obrzydliwe :p Tak. Ser jest wszędzie. Najbardziej popularny jest American cheese (który swoją drogą jest raczej średnio smaczny), ale dużo jest także sera cheddar.



3. Owoce morza

W porównaniu do polskich cen, to tutaj są ‘jak za darmo’. Serio. Można je spotkać wszędzie. Praktycznie w każdym miejscu, gdzie w potrawie używany jest kurczak, czy inny rodzaj mięsa, można zastąpić go krewetkami. Prawie równie popularne są kraby i kalmary .

4. Hambugery

Nie mogłoby być notki bez  hamburgerów w temacie amerykańskiego jedzenia! No co jak co, ale hamburgery to typowo amerykańskie danie i chyba nikt nie będzie się z tym kłócił? Chciałabym jednak podkreślić, że hamburger hamburgerowi nie jest równy! Oczywiście  w tanich sieciówkach fast food’owych hamburgery to wątpliwej świeżości, gumowe ‘kapcie’. Są jednak też takie prawdziwe hamburgery, zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że WYKWINTNE – jadłam raz na przykład hamburgera wegetariańskiego z grzybem portabella (swoją drogą niebo w gębie – coś pomiędzy kanią a pieczarką) z kozim serem i rukolą… Wariacji na temat hamburgera powstało mnóstwo – można je podawać właściwie ze wszystkim – poczynając od tradycyjnej wołowiny, poprzez kurczaka, krewetki, łososia, na wegetariańskich sojowych kotletach i grzybach kończąc (to miłe, że nawet w Teksasie, krainie mięsożerców, dbają o wegetarian). Poza tym bułka nie musi być typową białą dmuchaną bułą. Zdecydowanie zmieniłam zdanie, co do hamburgerów – o dziwo, na lepsze. Jeszcze taka ciekawostka – byłyśmy kiedyś w ‘hamburgerowni’, gdzie do stolika odprowadzali kelnerzy w muchach i koszulach,  co wydawało się bardzo śmieszne biorąc pod uwagę fakt, że podawano tam tylko hamburgery, frytki i szejki ;) Miejsce miało jednak swój klimat – typowo biało-czerwony wystrój,  barowe krzesła, szafa grająca… zobaczcie sami!






 5. Fast food

No jak już jesteśmy przy hamburgerach, to nie da się pominąć fast food'ów. Zaskoczę Was pewnie, że przez cały mój pobyt tutaj, jak do tej pory widziałam tylko jednego McDonalda! (tak przy okazji – wiecie, że pierwszy McDonald powstał w Kalifornii?) Sieciówki fast food'owe, które widzę najczęściej, to In-N-Out Burger (świetne frytki animal style!), Taco-bell (inspiracje meksykańskie), Church's chicken (kościelne kurczaki?!) i oczywiście Subway.



6. Pizza

Muszę powiedzieć, że nasza polska pizza jest dużoooo lepsza (a ta mojej mamy to już w ogóle najlepsza na świecie!). Nie wiem, czy to zależy od stanu, ale jestem zszokowana ubogim wyborem dodatków – do wyboru, w takiej np. Pizza Hut jest kilka rodzajów mięs, kilka rodzajów papryki, kilka rodzajów sera….i to wszystko! Poza tym jest pewien paradoks pizzowo- sosowy: Amerykanie nie jedzą pizzy z sosem! Tak jak wszystko inne opływa w sosy, tak nie jada się się pizzy z sosem czosnkowym!

7. Chleb

Co tu dużo mówić, chleb mają okropny. Ale to chyba stwierdzenie każdego Polaka o miejscowym chlebie, gdziekolwiek na obczyźnie by nie był. W porównaniu z naszym polskim chlebem, każdy inny jest najzwyczajniej w świecie beznadziejny... W Ameryce oczywiście króluje chleb tostowy, którego mają 2345678 rodzajów... Słodkawy, zbyt miękki i gumowaty w różnych kombinacjach nasilenia tych cech.




8. Masło orzechowe

MASŁO ORZECHOWE... Kto raz spróbuje, ten pokocha na zawsze!Ten słodko-słony smak...Mniam! Masło orzechowe można jeść samo, na kanapce, w cieście, w czekoladzie, w lodzie… w każdej postaci. UWAGA! Uzależnia.






9. Słodycze

Wszyscy kochamy słodycze. Amerykanie również.  Można tu znaleźć wiele słodyczy popularnych  również u nas. Są jednak pewne typowo amerykańskie produkty. Numer jeden to oczywiście produkty z masłem orzechowym - szczególnie firma Reeses. Poza tym popularna jest czekolada miętowa, za którą ja osobiście nie przepadam, ale wiele osób ją lubi. Jak już jesteśmy przy czekoladzie to najbardziej tradycyjną i jedną z najstarszych firm produkujących czekoladę w stanach jest Hershey's. Smak ma zupełnie inny niż nasza polska czekolada.  Jeśli natomiast chodzi o ciasta to króluje przepyszne (ale mega kaloryczne) brownie, ciasto jabłkowe (apple pie), dyniowe (pumpkin pie) i babeczki na każdą okazję (cupcakes). Nie byłoby też Ameryki bez pączków (donuts) -  czyhają na bezbronnego obywatela na KAŻDYM rogu uzbrojone w kuszący wygląd, zapach i niskie ceny - miałam okazję spróbować pączków z dwóch firm: Dunkin'Donuts i Krispy Kreme - według moich informatorów najlepsze w całej Ameryce są te z Krispy Kreme!









10. Ziemniaki

Bardziej niż zwykłe ziemniaki popularne są tu czerwone, słodkie ziemniaki – bataty. Osobiście wole zwykłe, polskie ziemniaki.



11. Leniwa kuchnia

Naprawdę zaskakująca jest ilość gotowych produktów. I nie mam tu na myśli mrożonej pizzy czy innych tego typu mrożonek (których oczywiście też jest mnóstwo). Mam na myśli UGOTOWANE I OBRANE jajka,  przygotowany do wylania na patelnię mix  NA JAJECZNICĘ, ciasto naleśnikowe W KARTONIE. Pokrojony szczypiorek…i inne takie…. Amerykańskie lenistwo nie zna granic!






12. Mac And Cheese

Drugie po hamburgerach najbardziej amerykańskie danie – po prostu makaron zapieczony z masłem i serem. Miałam okazję spróbować tego dania w wersji domowej - nie z opakowania, przegotowanego przez prawdziwego Amerykanina. Niestety, bardzo dobre.




13.  Głęboko smażone...wszystko! ( Deep fried food)

Wszystko tu może być głęboko smażone… Od normalnych rzeczy takich jak frytki, kurczaki... po pikle, słodycze – np. ciastka Oreo czy Snickersy i lody! Nie pytajcie…



14.   Napoje

Starbucks - tu chyba nie muszę się rozpisywać, bo każdy wie, o co chodzi.  Mogę tylko powiedzieć, że tutaj naprawdę wszyscy KOCHAJĄ Starbucks'a. Mnie osobiście ta kawa na kolana nie powala, ale nie jest zła.
 Niestety muszę przyznać, że królują tu napoje gazowane. Są wszędzie. Ciekawostką może być Fanta, która jest tutaj dostępna chyba w 20 smakach. Poza tym Dr Pepper (po raz pierwszy sprzedany właśnie w Teksasie 1 grudnia 1885 r) -  coś obrzydliwego według mnie – ciężko opisać ten smak, niby podobny do coli, ale trochę jak wiśniowy, niektórzy opisują go jako landrynkowy…







15.   Kuchnia azjatycka

Niezwykle popularna – zarówno ta japońska, chińska jak i wietnamska, czy koreańska. Jak już kiedyś wspominałam – to moje ulubione ’amerykańskie’ jedzenie! Uwielbiam fried rice, sajgonki, sushi... Mniam! Miałam też okazję spróbować japońskich lodów - bardzo dziwne w smaku i konsystencji...




16.   Tex-mex (nazwa Tex-Mex pohodzi od nazwy  XIX-wiecznej linii kolejowej Texas Mexican Railway, oznaczanej tym skrótem w rozkładach jazdy)

No to jest coś typowe dla Teksasu. Nie wiem czy wiecie, ale w Teksasie, w związku z tym, że stan graniczy z Meksykiem, jest stosunkowo dużo ludzi pochodzenia meksykańskiego. I tak było od dawien dawna. Wyewoluowała tu bardzo specyficzna kuchnia – Tex – Mex, jak nazwa wskazuje jest ona połączeniem kuchni teksańskiej z meksykańską.  Obecnie kuchnia Tex-Mex popularna jest na całym południu stanów.  Typowe dania tej kuchni to burito, nachos, tortilla, tacos, popularna przekąska - chrupki kukurydziane z salsą (chips and salsa). Wszystko z dużą ilością czerwonej fasoli.



17.   Wołowina z Texasu

Mięsożercom Texas kojarzy się z najlepszą jakością wołowiny. Nie mogę jednak tego potwierdzić, bo nie próbowałam. Tutejsi ludzie twierdzą jednak, że to prawda. BBQ jest bardzo popularne.

18.   Organic food

Ostatnimi czasy Amerykanie próbują walczyć z narastającą otyłością. Supermarkety wypełnione są produktami  mniej kalorycznymi i zdrowszymi (o obniżonej zawartości tłuszczu i cukru) –  są to tak zwane produkty organiczne. Prawie wszystko jest opisywane na opakowaniach jako super zdrowe. Hmmm… Śmiem wątpić. No nic, mają taka zajawkę. Zobaczymy, co z tego wyniknie.




19. Bekon

Wszystko tu można znaleźć z bekonem - słyszałam o czekoladzie z bekonem, mleku z bekonem, piwie i wódce o smaku bekonowym, dezodorancie o zapachu bekonowym, 'miętówkach' bekonowych ... a nawet prezerwatywach o smaku bekonu! Tak, to już chyba jakaś amerykańska choroba.





20.   Pory posiłków

Dzień jak wszędzie zaczyna się od śniadania – popularne są płatki z mlekiem, pancakes (takie niby naleśniki, troszkę grubsze od naszych często z syropem klonowym),  tosty z bekonem lub omlety. Między 12.00 a 14.00 Amerykanie jedzą lunch-  tutaj bardzo duża różnorodność, ale prawie zawsze towarzyszą posiłkom chipsy. W porze naszej kolacji jest dinner, czyli tak nasz obiad- najbardziej obfity posiłek wieczorem - niezbyt zdrowo.



To już chyba wszystko w tym temacie, co miałam Wam do przekazania. Długa wyszła mi notka, ale w końcu jest wynikiem półrocznych obserwacji.

Czy jedzenie amerykańskie jest naprawdę tak niezdrowe jak mówią? Nie wiem. Wydaje mi się jednak, że coś w tym jest.  Wszystko jest na silę napychane kaloriami. Widać jednak próby zmiany nawyków żywieniowych i podnoszenie ludzkiej świadomości. Zobaczymy, jakie będę tego efekty i czy w ogóle będą.

Czy naprawdę istnieje w USA problem otyłości?  W środowisku, w którym ja się obracam w większości są obcokrajowcy i nie widzę szczególnie tego problemu. Gdy jednak wybiorę się np. do supermarketu sytuacja przedstawia się trochę inaczej – nie raz widziałam młodych ludzi, nie starszych niż 30 lat, poruszających się na mini-wózkach-rowerkach (czy jakkolwiek to nazwać), ponieważ byli zbyt otyli, aby poruszać się na własnych nogach. Trochę przerażające.



A z bieżących spraw? Dużo pracy i dużo śmiechu - czyli wszystko pod kontrolą! :)

Trzymajcie się!
Wszystkiego Najlepszego z okazji MIĘDZYNARODOWEGO DNIA MASŁA ORZECHOWEGO!


Anna


poniedziałek, 19 stycznia 2015

Pracowicie i naukowo.

Witam, witam! 

Ten ubiegły tydzień był dość ciężki - kończenie eksperymentów przed prezentacją i tworzenie samej prezentacji. Tak jakoś wyszło, że miałam dosyć sporą przerwę w prezentowaniu, a tu wycieczka, a tu święta i tak się złożyło,  że między ostatnią prezentacja a tą z minionego tygodnia, miałam prawie 2 miesiące przerwy... ale za to chociaż miałam, co pokazać ;)

Ogólnie poszło dobrze, szefowa była zadowolona z wyników, niektóre uznała nawet za niezwykle interesujące... jej ekscytacja dodatkowo mnie zmotywowała i jestem pełna chęci do pracy! Wszyscy się  uśmiali, gdy powiedziała do mnie po prezentacji : "Widzisz Ania, czasem coś komuś wychodzi za pierwszym razem, to znaczy, że miał szczęście, prawdziwe eksperymenty kosztują dużo pracy, ale potem jest z tego ogromna satysfakcja".  Odpowiedziałam, że nie mogę się z tym nie zgodzić, a poza tym, to chyba wszyscy już wiemy, że do szczęściarzy nie należę. Cały lab wybuchnął śmiechem, bo każdy wie o różnorodnych, ciekawych trudnościach, które napotykałam na swojej drodze w labie... ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło! 
Jeszcze na zakończenie tematu pracy pokażę Wam zdjęcia spod mikroskopu fluorescencyjnego moich komóreczek (jednych z wielu) - poszczególne elementy komórki wybarwione są różnymi znacznikami fluorescencyjnymi -  ale to nie jest teraz ważne, chcę Wam tylko pokazać, że nauka też może być piękna! 

[Tak na marginesie to muszę przyznać, że obrazowanie komórek to wcale nie taka łatwa sprawa (poczynając od 'sadzenia' komórek - nie może być z gęsto, ale też znowu komórki nie mogą być za daleko od siebie, odpowiednia  ich liczba musi  przeżyć i 'dobrze wyglądać' po traktowaniu ich wcześniej związkami czy transfekcji) - jeśli chce się uzyskać informację pewne w 100% to naprawdę trzeba dojść do wprawy - nie ma lekko, ale robię postępy.]






A ze spraw poza labowych (ale wcale nie odbiegających tak bardzo od nauki) to wreszcie udałyśmy się  z Martyną, MJ i Genaro do Muzeum Natury i Nauki Perot w Dallas. Już sam budynek z zewnątrz wyglądał interesująco:





A w środku czekało na nas kilka wystaw - jedna z ich dotyczyła wszechświata, eksploracji kosmosu, gwiazd, planet, teorii wielkiego wybuchu :






Kolejna dotyczyła czasów prehistorycznych - można było podziwiać zachowane w kamieniach odciski prehistorycznych stworzeń oraz całe szkielety dinozaurów!









Jedna z wystaw dotyczył ziemi i powiedzmy, że katastrof naturalnych różnego rodzaju  - był tu symulator trzęsienia ziemi - oczywiście go wypróbowałyśmy, dla około 9 w skali Richtera (w Japonii kilka lat temu takie było i pochłonęło miliony ofiar) - bardzo dziwne, przerażające uczucie - te nasze trzęsienia w Dallas to przy tym nic - na całe szczęście!




Na wystawie minerałów - piękne kamienie!


Szczególnie uwagę przykuwały jednak fluorescencyjne minerały:





Dział dotyczący życia na Ziemi był przepięknie zrobiony i kolorowy. Wykorzystywał świetne pomysły na przedstawienie podstaw biologii, genetyki i  życia komórki najmłodszym.








Ciekawa  była wystawa dotycząca przyrody Teksasu. Można było zobaczyć jak wyglądają typowe zwierzęta i rośliny z tych terenów (robaki zdecydowanie nie wyglądały przyjaźnie). Można było również posłuchać dźwięków wydawanych przez różne gatunki zwierząt... a nawet powąchać i poczuć jak ''pachnie'' skunks! Nie polecam...






Dla nas szczególną atrakcją było zobaczenia na własne oczy Nagrody Nobla. Była tam też wystawa poświęcona Noblistom z naszego UTSouthwestern (aż 5!) - były opisane ich osiągnięcia oraz ich podejście do nauki.






A na koniec przy wyjściu była tablica, na której można było zostawić swoje pomysły na wynalazki... niektóre z nich były bardo ciekawe -  np. rower robiący lody ;)





A na koniec mały bonus -  w muzealnym sklepiku znalazłam bombkę w kształcie Teksasu...wyprodukowaną w Polsce!




Kolejny tydzień za nami... Strasznie szybko leci ten czas...
Do następnego!

Anna