poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Oklahoma - wyprawa wielofunkcyjna.

Witam!
Działo się ostatnio, oj działo! Spędziłyśmy weekend w Oklahomie i wykorzystałyśmy ten czas chyba maksymalnie, ograniczając sen do minimalnego minimum...

Zacznijmy jednak od powodu, dla którego znalazłam się w Oklahoma City. Jak pamiętacie przygotowywałam się od pewnego czasu do sympozjum, na którym uczestnicy naszego programu stażowego mieli przedstawić wyniki swoich badań i projekty. No to nadszedł wreszcie ten moment i w czwartek udałyśmy się w podróż do Oklahomy - za sterem samochodu dr Jose. Mimo stresu podróż zleciała szybko, Jose opowiadał nam różne zagadki i historie, aby nas trochę zrelaksować - trzeba przyznać, że mu się udało, przestałam się w ogóle stresować... do momentu, gdy dojechałyśmy do OMRF (Oklahoma Medical Research Foundation), ponieważ wszystko było tam takie... hmm BARDZO oficjalne? Traktowano nas jak VIPów, przywitano nas bardzo serdecznie, prezentacje odbywać się miały w sali, w której był największy projektor, jaki chyba kiedykolwiek widziałam, na terenie instytutu były plakaty reklamujące nasze sympozjum, ponoć nawet w gazecie była notka o polskich studentach... Także wiecie, tak po prostu wygląda sława, co tu dużo mówić. :D 

Byłam druga z prezentujących, więc na szczęście nie musiałam długo się stresować i szybko byłam po prezentacji, która ponoć wypadła całkiem nieźle (wnioskowałam po uniesionych kciukach i uśmiechu mojej szefowej po zakończeniu prezentacji, a potem też usłyszałam słowne potwierdzenie moich domysłów - także jest dobrze!).

A tutaj ja w  akcji:



Fotka z naszymi szefami (od lewej: dr Jose Rizo-Rey, ja, Martyna, dr Michael Rosen, dr Yuh Min Chook - moja szefowa, Karo)


Jeszcze raz z dr Jose, który jest główną osobą odpowiedzialną za nasz program w UTSouthwestern...


Teksanki i Oklahomki, czyli polska moc!


Takie sławne...



Było to bezcenne doświadczenie - prezentować coś na tak oficjalnym wydarzeniu, po angielsku - na pewno przyda się w przyszłości! 

Chyba starczy już tej części naukowej... Będąc w Oklahomie chciałyśmy wykorzystać czas również podróżniczo. Zacznijmy od Oklahoma City, czyli stolicy stanu Oklahoma. Stan Oklahoma graniczy z Teksasem, jest stanem, który tak jak Teksas ma kowbojów, ale oprócz kowbojów słynie też z Indian - nawet nazwa Oklahoma pochodzi od słów 'okla' i 'humma', oznaczających w języku Choctwa 'czerwonych ludzi'. Nic więc dziwnego, że kojarzy się głównie z Indianami. No może też z TORNADAMI (miałyśmy okazję usłyszeć alarm sygnalizujący, że trzeba udać się do schronów, na szczęście tylko próbny). Oklahoma City wydaje się małe w porównaniu do Dallas, jest to zupełnie inny typ miasta - nie ma za dużo wieżowców (w sumie to jest jeden, może dwa, ale za to ładny w nocy!), są natomiast drzewa, zieleń i niesamowity spokój. Miasto jest w pełni 'zmotoryzowane' - nie ma szans, aby móc przemieszczać się tu komunikacją miejską, bo prawie nie istnieje - pamiętacie, że tak samo straszyli nas w Dallas? Tutaj jednak FAKTYCZNIE komunikacja miejska niemal nie istnieje. Ale za to każdy ma samochód, a paliwo jest chyba najtańsze w USA (dużo ropy wydobywają) - jakoś 2 dolary za galon - czyli jakoś 7 zł za 3,78 litra!







A tutaj jak na stolicę stanu przystało - kapitol stanowy. Przy okazji notki o Austin, stolicy Teksasu, mówiłam Wam, że wszystkie kapitole stanowe wyglądają tak samo, prześcigają się tylko nawzajem w rozmiarach i wysokości? Oto dowód:


Identyczny jak w Austin - jedyną różnicę można dostrzec na wierzchołku - tutaj jest Indianin, a w Austin była Bogini Wolności!


Najbardziej słynnym miejscem w Oklahoma City jest jednak jej najsmutniejszy element -  Oklahoma City National Memorial. Memoriał został wzniesiony, aby uczcić pamięć osób, które straciły życie w zamachu bombowym na budynek urzędowy (ludzie załatwiali tam sprawy związane z dokumentami, jak social security number) znajdujący się niegdyś dokładnie w tym miejscu, w którym znajduje się teraz memoriał. 19 kwietnia 1995 roku, Timothy McVeigh i Terry Nichols przeprowadzili bombowy atak terrorystyczny - zdetonowali ładunek wybuchowy zgromadzony w ciężarówce zaparkowanej pod budynkiem, powodując jego całkowite zniszczenie, raniąc prawie 700 osób i uśmiercając 168... Zamach był zemstą na rządzie USA za rozbicie i zabicie przywódcy sekty religijnej (Gałąź Dawidowa) dwa lata wcześniej w Wako, w Teksasie... 
Był to największy atak terrorystyczny w USA przed zamachami na World Trade Center z 2001 roku. Wstrząsnęło to opinią publiczną i rządem, zasygnalizowało realne zagrożenie jakie niesie ze sobą terroryzm...
Masowe morderstwo niewinnych ludzi... jakim trzeba być człowiekiem, aby się tego dopuścić...? 

Wracając jednak do samego memoriału - bardzo wymowne miejsce. Tutaj widzicie ścianę, na której ludzie zostawiają różne przedmioty w hołdzie i ku pamięci ofiar... bardzo dużo jest zabawek, bo zginęło w zamachu 19 dzieci.





Memoriał ma dwie bramy - symbolizujące dwa końce budynku. Napisane są na nich godziny - 9:01 - ostatni moment spokoju i 9:03 - pierwszy moment chaosu po wybuchu.



Najważniejszym elementem jest jednak 'pole pustych krzeseł'... są symbolem miejsc,  które nigdy już nie zostaną zajęte przy rodzinnym stole. Każde krzesło symbolizuję konkretną ofiarę, krzesła są ustawione w 9 rzędach - tyle było pięter w budynku, krzesło upamiętniające daną osobę znajduję się w rzędzie oznaczającym piętro budynku, na którym znajdowała się osoba w momencie śmierci. Mniejsze krzesełka są dla dzieci...




Bardzo nostalgiczne i poruszające miejsce.


Okej, zostawmy już te smutne rzeczy za nami, przejdźmy do czegoś przyjemniejszego. W Oklahoma City, nasze Oklahomki - Ania, Asia i Kasia, zabrały nas do prawdziwej etiopskiej restauracji, w której jadło się używając wyłącznie rąk - bez żadnych sztućców, pałeczek, czy innych śmiesznych wynalazków cywilizacyjnych! Do jedzenia potraw o konsystencji raczej lejącej, używać miałyśmy takiego niby chleba, trochę gąbczastego, o dziwnym kwaśnym posmaku - było zabawnie!






Po trudach i bojach naukowych trzeba było się zresetować i kupić to, co tygryski lubią najbardziej...



... i zrobić imprezę!


...zaczynającą się w domu a kończącą w prawdziwym country klubie!
Wszyscy na imprezie mieli kowbojskie akcenty - koszule w kratę, kowbojki, kapelusze. Leciało country, a ludzie tańczyli specjalne układy taneczne. Było też ujeżdżanie byków, w środku, w klubie. Wiecie, co myślę o rodeo, więc akurat to była dla mnie najmniej przyjemna część imprezy. 
Poza tym mankamentem bawiłyśmy się całkiem nieźle, ale jak to bywa w USA, przynajmniej na południu, tylko do 2 w nocy, bo wtedy zamknęli klub!






Będąc w Oklahomie warto udać się do muzeum osteologii, czyli muzeum kości. To w Oklahomie ma jedne z największych zbiorów kości na świecie! 


Były kości naczelnych, jak tego rozwydrzonego gościa poniżej - widać od razu, że bliskie ma pokrewieństwo z człowiekiem...


Były też różne anomalie - jak dwugłowe krowy - kurczę, wcale to chyba nie takie rzadkie zjawisko, bo mieli całkiem sporą kolekcję tych okazów.



Był też pijany żółwik do góry brzuchem...


I ptaszki z niezwykle delikatnymi kosteczkami....


I z mniej delikatnymi dziobami...


Szkielety węży, które wyglądają niesamowicie interesująco!


Kobra gotowa do ataku...



I równie przygotowany do walki skunks!


Dostojny nosorożec...


I wyszczerzona żyrafa!


A tu taki sobie oto pancerniczek.



Psie mordeczki, w zależności od razy, różne kształty...


A na koniec nietoperz w pozycji 'sennej'.


Po wyjściu z muzeum zaszłyśmy do sklepu, w którym prócz zębów rekina znaleźć można było takie oto przekąski:

Larwy w przyprawach meksykańskich albo świerszcze o smaku śmietanowo-cebulowym! Taa... A jak już jesteśmy przy robalach, to jednym z etapów przygotowania kości do wystawienia w muzeum jest ich 'obróbka' przez robaki - nikt tak nie oczyści kości, jak te skubańce! Jest na terenie muzeum nawet specjalne pomieszczenie, w którym odbywa się ten proces!



Wspominałam wcześniej, że Oklahoma to 'stan Indian'. Nawet we fladze stanowej jest indiański motyw. Chodzi o to, że tereny Oklahomy zostały przeznaczone przez władze federalne dla tzw. "pięciu cywilizowanych plemion" indiańskich z terenów wschodnich (Czirokezi, Czoktawowie, Czikasawowie, Seminole, Krikowie), potem też dla innych Indian z całych stanów (często skłócone plemiona musiały żyć obok siebie!). Cóż za łaska, można by pomyśleć... Taaa... po prostu najzwyczajniej w świecie przymusowo ich przesiedlono, aby zrobić miejsce dla napływu imigrantów ze Starego Kontynentu. Już kilka razy naszła mnie ta refleksja, że chociaż tak krótka jest historia USA, to tak krwawa...
Wróćmy jednak do teraźniejszości - w obecnych czasach również żyją sobie Indianie, są jednak oni w większości przypadków całkiem, powiedzmy, że  nowocześni. Są jednak miejsca mające na celu pokazanie dawnej kultury Indian i takim miejscem ma być wioska Czikasów, centrum kultury Czikasów w miejscowości Sulphur.















Był chatki, pole kukurydzy... i w sumie to tyle :P


Dużo ciekawsza była druga oklahomska wycieczka...
Na północy stanu znajduje się park stanowy i rezerwat przyrody, Salt Plains National Wildlife Refuge, w którym można podziwiać słone jezioro i słone równiny... będące pozostałością oceanu! Kiedyś te tereny pokryte były wodami oceanicznymi, potem  było morze, które ostatecznie zostało odcięte od oceanu, woda wyparowała, ale sól została... i tak powstała ta ciekawostka przyrodnicza, będąca schronieniem, dla licznych gatunków zwierząt.

Najpierw mamy jezioro:





Potem podmokłe, bagniste tereny...



Widziałam orła (nie tylko cień!)! Przynajmniej tak mi się wydaje!


I pięknego pająka!


I ogromne mrówki, które wszędzie budowały swoje domki.







Spotkaliśmy żółwia, który był niezwykle odważny! Nie uciekał, ale atakował nas i chciał nam pożreć buty!





A na koniec najlepsza część... Słona równina! Z daleko wygląda jak biała woda...a gdy podjedzie się bliżej, okazuje się, że to wielkie 'słone pole', a właściwie dno morskie... Niesamowity widok, szczególnie o zachodzie słońca, gdy sól mieniła się w ostatnich  promykach słonecznych.











Dziury, które widzicie, to pozostałości po poszukiwaczach kryształów - otóż największą atrakcją tego miejsca, jest kopanie kryształów selenitu - jest to krystaliczna forma siarczanu wapnia... czyli gipsu. Tutejsze kryształy mają unikatowy kształt klepsydry i ponoć nigdzie na świecie nie ma takich kryształów selenitu, o takim kształcie!







Przy okazji tych wycieczek po stanie Oklahoma miałam okazję zaobserwować jak wyglądają Oklahomskie rozdroża... No to mamy farmy, stodoły, dużo krów - jak w Teksasie. Było jednak też coś, czego nie widziałam w Teksasie (chociaż za pewne też są) - konstrukcje wydobywające ropę.




Ogólnie to pustki na drogach, pustka w okół, raz na jakiś czas jakiś jeden dom lub stodoła. Mijane miasteczka składały się zwykle z jednej ulicy... Raz na jakiś czas stacja benzynowa - taka trochę jak z horroru - na pustkowiu, malutka, mało ludzi, na ścianach obrzydliwe myśliwskie trofea... sceneria z amerykańskiego horroru jak się patrzy! 

[Zawsze blondynka ginie pierwsza, prawda? Uff jestem bezpieczna!]


Mimo, że dość odstręczające te stacje, to jednak mimo wszystko mogłyby by być trochę częściej na trasie, na wypadek takiej oto sytuacji...


TAK, zabrakło nam paliwa! Coś się porobiło ze wskaźnikiem... całe szczęście, że stało się to właściwie w JEDYNYM mieście, przez które przejeżdżaliśmy i jechaliśmy na dwa auta, dzięki czemu było możliwe zdobycie i przywiezienie kanistra z benzyną... 




Jak widzicie, długi, pełen wrażeń weekend za mną!
Dziękuję Oklahomkom za super zorganizowanie czasu i zadbanie o Teksanki!


Trzymajcie się!
Czas odespać, do następnego!


Anna