piątek, 3 kwietnia 2015

Amerykańskie wesele!

Witam!

Dzisiaj chcę Wam zdać relację z amerykańskiego wesela, w którym miałam okazje brać udział. Ashley z naszego labu 3 kwietnia poślubiła swojego wybranka i zaprosiła cały nasz lab na uroczystość - prawie wszyscy się pojawiliśmy. Wesele miało miejsce poza Dallas, w sumie ponad godzinę jazdy samochodem, ale za to miało dzięki temu taki country klimat - wreszcie poczułam klimat Teksasu - pola, pastwiska i krowy na wypasie. Oczywiście nie byle jakie krowy, ale niezwykłe longhorny!

Wesele odbyło się w bardzo urokliwym miejscu. Ceremonia była piękna i na świeżym powietrzu. Goście siedzieli na białych krzesłach ułożonych w rzędy. Przed ołtarz po kolei wychodzili drużbowie - wszyscy  ubrani tak samo, następnie jedna za drugą druhny - również ubrane w tym samym stylu (jak na filmach!), następnie córeczka pana młodego sypiąca kwiaty, a za nią pan młody, na końcu wejście miała nasza panna młoda. Ceremonia była krótka w porównaniu do polskiej - nie było tak jak u nas całej mszy. Były za to bardzo wzruszające i osobiste przemówienia pastora do młodej pary (był on wujkiem panny młodej, więc naprawę wszystko było bardzo poruszające), potem państwo młodzi powiedzieli sobie przysięgi i wymienili się obrączkami...









Po ceremonii wszyscy udali się na salę weselną, która w moim odczuciu miała teksański klimat. Najpierw wszyscy goście udali się do baru i raczyli drinkami, po około 40 minutach wszyscy zasiedli do stołów. Czas na przemowy - druhny i drużby. Pierwszy taniec. Potem nastał czas zabawy. Siedzieliśmy naszym labem przy dwóch stolikach obok siebie. Było bardzo zabawnie. Nagadaliśmy się i naśmialiśmy! Zabawa była udana, ludzie tańczyli... i co mnie bardzo zaskoczyło nagle wszyscy zaczęli wykonywać ten sam układ taneczny! Co ciekawe ponoć ten układ jest zawsze obecny na amerykańskich weselach... ale nikt się go nigdy nie uczy! Ludzie po prostu wiedzą, co robić! Bardzo fajnie się to oglądało. Kolejnym ciekawym elementem była sama muzyka - państwo młodzi są fanami hip-hopu, także goście bawili się przy amerykańskim rapie! ;)














Podsumowując - było bardzo sympatycznie! Szkoda tylko, że wesela w USA trwają znacznie krócej niż polskie, bo jakoś do północy.

A teraz kilka amerykańskich tradycji (część z nich jest również obecna na polskich weselach):

1. Bardzo często osoba udzielająca ślubu jest znana pannie młodej, panu młodemu lub obojgu.
2. Ceremonia prawie zawsze odbywa się na zewnątrz, w ogrodzie lub parku.
3. Prezenty ślubne zakupuje się poprzez stronę sklepu, na której młodzi zarejestrowali swoje wybrane prezenty - gość wchodzi, wybiera coś z listy, kupuje (sklep wysyła to potem bezpośrednio na adres państwa młodych) i zakupiony przedmiot jest oznaczany jako już zakupiony - dzięki temu nie kupuje się zbędnych lub zdublowanych prezentów i państwo młodzi odstają dokładnie takie rzeczy, jakie chcę - super sprawa!
4. Okrągłe stoły to charakterystyczne elementy amerykańskiego wesela.
5. Nie będzie śluby bez ORSZAKU druhen i drużbów!
6. Pan młody czeka na pannę młodą przy ołtarzu, panna młoda jest prowadzona przez ojca.
7. Przed główną uroczystością/zabawą często organizowany jest godzinny koktajl - czas drinków i szwedzkiego stołu. Wtedy jest czas przygotowań dla panny młodej na wielkie wejście. W momencie wejścia pary młodej goście już siedzą przy stołach.
8. Przemowy, przemowy, przemowy - wzruszające i zabawne. Amerykanie kochają przemowy!
9. Wesela trwają znacznie krócej niż w Polsce, zwykle kończą się przed północą.
10. Rzucanie bukietem - ten sam zwyczaj co u nas z welonem.
11. Ściąganie podwiązki pannie młodej przez pana młodego bez używania rąk!


No to amerykańskie mam już za sobą - kolejne doświadczenie z mojej 'amerykańskiej listy' odhaczone!


Na końcu chciałam Wam życzyć wesołych Świąt Wielkanocnych! Spędźcie je w rodzinnym i ciepłym gronie!

Do następnego!

Anna

1 komentarz:

  1. Od zawsze podobały mi się amerykańskie wesela i śluby pokazywane na filmach. Są dla mnie o wiele lepsze, niż polskie i jeśli miałbym wziąć ślub, to najchętniej właśnie taki. Dlaczego nie urodziłem się Amerykaninem .-. Jak nauczę się angielskiego (w jakiś cudowny sposób), to pzeprowadzę się do Stanów, jednego z trzech krajów, w których jestem zakochany. A nawet, jeśli nie wezmę ślubu w amerykańskim stylu, to chociaż chciałbym tak, jak Ty, się na jednym z nich pojawić.

    OdpowiedzUsuń