Taka mała aktualizacja, jakbyście byli ciekawi, co tam w Teksasie słychać.
Walczyłam i walczę w labie z moimi wynikami, które doprowadzają mnie do szaleństwa... Życie eksperymentatora nie jest usłane różami :P Czasem się myśli, że jest się tuż tuż, a tu nagle BUM i okazuje się, że jest więcej pytań, niż odpowiedzi... ale nie poddaję się! Doszłam do wniosku, że im więcej problemów po drodze, tym więcej się nauczę szukając rozwiązań - i faktycznie, poznaję coraz więcej nowych technik, uczę się nowego podejścia do wielu spraw i mój mózg jest czasem bliski eksplozji - ale to dobrze! Ten rok tutaj uświadamia mi, że droga zawodowa naukowca, to droga pełna wyrzeczeń, wymagająca czasem zaangażowania 24 godziny na dobę, ale też ciekawa, kreatywna, mogąca dać satysfakcję i poczucie, że robi się coś wartościowego - nawet jeśli nie zawsze się udaje. Tak właściwie, to zwykle na jeden raz udany przypada 100 tych, które się nie udały, ale taka jest praca w labie!
Walczyłam też ostatnio z czymś innym - z chorobą - w końcu wiosna - czas tradycyjnie na moją anginę :P Ale nie ma co narzekać, to w sumie pierwsza 'poważna' choroba, która mnie tutaj dopadła, szybko się z nią też uporałam, taka 'trzydniówka'. Jak już jesteśmy przy tematyce choroby - nie polecam chorować w ogóle, ale szczególnie nie polecam poważnie chorować w USA - chyba że ma się super-ekstra ubezpieczenie - w przeciwnym razie rachunki za szpital, czy zabieg mogą człowieka wykończyć - słyszałam kilka mrożących krew w żyłach (a na pewno pieniądze w portfelu) historii. Ja ubezpieczenie co prawda mam, ale nie chciałabym z niego korzystać :P Póki co dobrze mi idzie - oby tak do końca!
Pogoda w Dallas ostatnio nie była zbyta zachęcająca, niby ciepło, ale pochmurno i deszczowo - kurczę, myślałam, że tu słońce świeci cały czas! I faktycznie zwykle tak bywa, teraz to ponoć jakieś anomalia... ale już w poniedziałek wyszło upragnione słońce, na termometrze 25 stopni i człowiekowi jakoś lepiej się żyje... Muszę Wam powiedzieć, że nigdy nie byłam meteopatą, ale tutaj najwyraźniej się stałam. Kilka dni bez słońca i depresja normalnie! W Polsce przecież jest wiele pochmurnych dni, a wcale to tak na mnie nie działa. Może to kwestia oczekiwań? Teksas = słońce, prawda?! A no nie zawsze! Ale ma być już niby wiosennie - tym razem naprawdę!
No to trochę sobie ponarzekałam. Teraz mogę przejść do spraw przyjemniejszych - urodziny! Nie poszalałam w tym roku, jak już wspominałam trochę sobie chorowałam, ale chociaż piwa się napić musiałam - poszłyśmy w sobotę z dziewczynami do knajpy, powiedzmy orientalnej - taka jakby trochę marokańska, trochę libańska. Super klimat w każdym razie, ładny wystrój, pani tańczyła taniec brzucha, jedzenie pyszne, obsługa super miła, dla relaksu shisha...a na koniec rachunek, który lekko nas zszokował. Hmm no okazało się, że to jedna z lepszych, ale też jedna z droższych knajp w okolicy :p Ale cóż, urodziny są raz w roku :P
Zostałam w dzień urodzin zasypana przemiłymi wiadomościami przez facebooka, na skype, telefonicznie i osobiście - za wszystko Wam Kochani dziękuję! Będąc tak daleko szczególnie doceniam Wasze życzenia zza oceanu i też chciałabym móc napić się z Wami! Nie martwcie się, nadrobimy! (jak naprawdę dojdzie do tego, że z każdym będę 'nadrabiać', to będę chodzić chyba przez tydzień pijana ;) ) Od współlokatorek dostałam bardzo pomysłowy prezent z hmmm uroczymi wierszykami - co do zawartości prezentu, pozwólcie, że zachowam to dla siebie - powiem tylko, że podzieliły upominki na kategorie, szczególnie interesująca była kategoria 'na powrót do domu' ;) W labie też było sympatycznie - zabrali mnie na urodzinowy lunch i cały dzień dawali mi odczuć, że to 'mój' dzień. Urodziny - dzień niby wesoły, ale jak powiem sobie, że żyję już ĆWIERĆ WIEKU, to czuję, że już kawał życia za mną i to ten najlepszy prawdopodobnie... Ale dobra, dobra, bez smęcenia, dużo też jeszcze na pewno przede mną!
Chciałabym przy okazji tematu urodzin opowiedzieć Wam o amerykańskich ciekawostkach... ale urodziny obchodzą tu całkiem wg 'polskich standardów' - torty, świeczki, imprezy i prezenty - także tym razem ciekawostek brak - wybaczcie!
Ściskam Was mocno i jeszcze raz dziękuję za wszelkie urodzinowe przyjemności!
Anna
Happy birthday! :-) jestem zaintrygowana tajemniczym prezentem...
OdpowiedzUsuńHej super blog i rewelacyjny post. Bardzo fajnie piszesz i miło się czyta to, co piszesz.. Mam nadzieję że zostaniemy w kontakcie. Będę często wpadać !!! WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie
http://royal-princes.blogspot.com/