poniedziałek, 23 maja 2016

Niagara - magiczne miejsce z indiańskich legend, czy przereklamowany cel turystyczny?

   Prawie ostatnim punktem naszej wyprawy po Stanach były słynne wodospady Niagara (znajdującę się w Parku Narodowym Niagara - zgadnąłby ktoś? ;)). Co ciekawe, gdy komuś wspominałyśmy, że tam będziemy, to nikt nie wiedział, co to jest i gdzie jest NIAGARA, bo tutaj wymawia się tę nazwę jako NAJAGRA falls, czyli niby normalnie 'po amerykańskiem', ale jednak dla nas dosć zabawnie ;) Zabawnie, czy nie, Niagara to jedno z obowiązkowych punktów we wszystkich przewodnikach po USA... a przeciętny Amerykanin nigdy tam nie był. Przynajmniej żaden, z którym rozmawiałam podczas mojego rocznego pobytu w USA :P Z czego to wynika? Może ze skrajnie północnego położenia wodospadów? I że aby do nich dotrzeć, chociażby z Nowego Jorku, trzeba jechać koło 8 godzin bez przerwy, nie widząc po drodze niczego specjalnego? Tak, myślę, że to może być przyczyna, bo jednak troche mil trzeba przejechać. Można tam też polecieć - do miasta Buffalo chociażby, czy już po stronie kanadysjkiej do Toronto, ale przeloty są stosunkowo drogie.

  Daleko, czy nie daleko, w końcu dotarłyśmy po prawie całodniowej podróży wreszcie do celu. Zajechałyśmy tam nocą i od razu poszłyśmy zobaczyć jak wyglądają słynne wodospady w swej nocnej odsłonie - przyznajcie, że wygląda to pięknie i tajemniczo. Te podświetlenie kolorowe, buchające opary i wynurzające się z mgły po stronie kanadyjskiej Toronto. Bo tak w ogóle to wodospady leżą na granicy amerykańsko-kanadyjskiej i można je podziwać z obu stron. My jednak mogłyśmy oglądać je tylko ze strony amerykańskiej ze względu na kończącą się wizę. A szkoda, bo ponoć strona kanadysjka jest ładniejsza!








   Tego samego wieczoru widziałyśmy też indiańśki pokaz gry i tańca "Spirit of the Mist". Sam pokaz był raczej bez szału - Indianie (Irokezi) niby wyglądali na prawdziwych, ale jakoś cekiny i odblaski na ich ubraniach średnio mi się widziały... 

                              

                               

                               


   Pokaz jaki był, taki był - raczej słaby wg mnie, ale był za to dobrym punktem wyjścia do zbadania tutejszych legend. Indianie byli przy wodospadach od zawsze obecni, ponieważ uważali je za miejsce magiczne, pewnego rodzaju święte - to tutaj swoją siedzibę miał mieć Bóg Grzmotów i wiąże sie z tym miejscem pewna legenda. Krążą różne wersje tej legendy - ogólnie młoda Indianka Lelawala płynie swoim kanu rzeką w stronę wodospadów, spada w dół, zostaje złapana i uratowana przez Boga Grzmotów - Heno, a następnie wychodzi za syna Heno. Różnice w krążacych wersjach dotyczą sprawy dość istotnej - powodu, dla którego indiańska dziewczyna znalazła się w rzece - w jednej wersji, dlatego, że chciała popełnić samobójstwo po stracie ukochanego męża, druga wersja jest troche bardziej przerażająca - dziewczyna miałaby być co roczną ofiarą poświęconą przez plemię, aby zapewnić sobie boską pomyślność... Irokezi jednak zaprzeczają drugiej wersji, bo jak twierdzą w ich kulturze nigdy nie było ofiar z ludzi. I póki co nie ma dowodów, że mogłoby być inaczej.

  Nie wiemy, która wersja jest tą właściwą, ale jedno mogę Wam powiedzieć na pewno - na pewno mieszka tu Bóg Grzmotów! Dlaczego? To już trzeba się samemu przekonać ;)  Najlepiej płynąc łodzią pod same wodospady! Mokro, wilgotno i ... niesamowicie głośno! Heno nie próżnuje - jakby tysiąć grzmotów naraz usłyszeć! Naprawdę niesamowite doznanie. Potęga natury w najlepszym wydaniu!


















   Pod ogólną nazwą Wodospad Niagara kryją się tak naprawdę 3 kaskady - dwie po stronie amerykańśkiej: American Falls (Wodospad Amerykański) i Bridal Veil Falls (Wodospad Ślubny Welon) oraz jedna po stronie kanadyjskiej: Horseshoe Falls (Wodospad Podkowa). Wszystkie trzy dają czadu! To trzeba przeżyć!

   A co poza oglądaniem wodospadów można robić w Parku Niagara? Można sobie zrobić przejażdżkę jet-botem po rzece Niagara! Świetna zabawa - wody rzeki były bardzo wzburzone i trochę sobie poskakałyśmy na falach! A przez to, że takie z nas hardcory i wybrałyśmy najbardziej 'narażone na efekty' miejscówki, to jeszcze całe mokre skończyłyśmy!




   A jak ktoś woli mniej szalone atrakcje, to może odwiedzić Fort Niagara. Jak na Stany miejsce historyczne - w końcu powstał w 1726 roku, jako pierwszy stały fort francuski. Potem kilka razy przechodził z rąk do rąk (brytyjskich, amerykańskich), a obecnie pełni funkcję muzeum.












No to tyle!

Anna