poniedziałek, 19 stycznia 2015

Pracowicie i naukowo.

Witam, witam! 

Ten ubiegły tydzień był dość ciężki - kończenie eksperymentów przed prezentacją i tworzenie samej prezentacji. Tak jakoś wyszło, że miałam dosyć sporą przerwę w prezentowaniu, a tu wycieczka, a tu święta i tak się złożyło,  że między ostatnią prezentacja a tą z minionego tygodnia, miałam prawie 2 miesiące przerwy... ale za to chociaż miałam, co pokazać ;)

Ogólnie poszło dobrze, szefowa była zadowolona z wyników, niektóre uznała nawet za niezwykle interesujące... jej ekscytacja dodatkowo mnie zmotywowała i jestem pełna chęci do pracy! Wszyscy się  uśmiali, gdy powiedziała do mnie po prezentacji : "Widzisz Ania, czasem coś komuś wychodzi za pierwszym razem, to znaczy, że miał szczęście, prawdziwe eksperymenty kosztują dużo pracy, ale potem jest z tego ogromna satysfakcja".  Odpowiedziałam, że nie mogę się z tym nie zgodzić, a poza tym, to chyba wszyscy już wiemy, że do szczęściarzy nie należę. Cały lab wybuchnął śmiechem, bo każdy wie o różnorodnych, ciekawych trudnościach, które napotykałam na swojej drodze w labie... ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło! 
Jeszcze na zakończenie tematu pracy pokażę Wam zdjęcia spod mikroskopu fluorescencyjnego moich komóreczek (jednych z wielu) - poszczególne elementy komórki wybarwione są różnymi znacznikami fluorescencyjnymi -  ale to nie jest teraz ważne, chcę Wam tylko pokazać, że nauka też może być piękna! 

[Tak na marginesie to muszę przyznać, że obrazowanie komórek to wcale nie taka łatwa sprawa (poczynając od 'sadzenia' komórek - nie może być z gęsto, ale też znowu komórki nie mogą być za daleko od siebie, odpowiednia  ich liczba musi  przeżyć i 'dobrze wyglądać' po traktowaniu ich wcześniej związkami czy transfekcji) - jeśli chce się uzyskać informację pewne w 100% to naprawdę trzeba dojść do wprawy - nie ma lekko, ale robię postępy.]






A ze spraw poza labowych (ale wcale nie odbiegających tak bardzo od nauki) to wreszcie udałyśmy się  z Martyną, MJ i Genaro do Muzeum Natury i Nauki Perot w Dallas. Już sam budynek z zewnątrz wyglądał interesująco:





A w środku czekało na nas kilka wystaw - jedna z ich dotyczyła wszechświata, eksploracji kosmosu, gwiazd, planet, teorii wielkiego wybuchu :






Kolejna dotyczyła czasów prehistorycznych - można było podziwiać zachowane w kamieniach odciski prehistorycznych stworzeń oraz całe szkielety dinozaurów!









Jedna z wystaw dotyczył ziemi i powiedzmy, że katastrof naturalnych różnego rodzaju  - był tu symulator trzęsienia ziemi - oczywiście go wypróbowałyśmy, dla około 9 w skali Richtera (w Japonii kilka lat temu takie było i pochłonęło miliony ofiar) - bardzo dziwne, przerażające uczucie - te nasze trzęsienia w Dallas to przy tym nic - na całe szczęście!




Na wystawie minerałów - piękne kamienie!


Szczególnie uwagę przykuwały jednak fluorescencyjne minerały:





Dział dotyczący życia na Ziemi był przepięknie zrobiony i kolorowy. Wykorzystywał świetne pomysły na przedstawienie podstaw biologii, genetyki i  życia komórki najmłodszym.








Ciekawa  była wystawa dotycząca przyrody Teksasu. Można było zobaczyć jak wyglądają typowe zwierzęta i rośliny z tych terenów (robaki zdecydowanie nie wyglądały przyjaźnie). Można było również posłuchać dźwięków wydawanych przez różne gatunki zwierząt... a nawet powąchać i poczuć jak ''pachnie'' skunks! Nie polecam...






Dla nas szczególną atrakcją było zobaczenia na własne oczy Nagrody Nobla. Była tam też wystawa poświęcona Noblistom z naszego UTSouthwestern (aż 5!) - były opisane ich osiągnięcia oraz ich podejście do nauki.






A na koniec przy wyjściu była tablica, na której można było zostawić swoje pomysły na wynalazki... niektóre z nich były bardo ciekawe -  np. rower robiący lody ;)





A na koniec mały bonus -  w muzealnym sklepiku znalazłam bombkę w kształcie Teksasu...wyprodukowaną w Polsce!




Kolejny tydzień za nami... Strasznie szybko leci ten czas...
Do następnego!

Anna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz