Witam, witam!
Ten ubiegły tydzień był dość ciężki - kończenie eksperymentów przed prezentacją i tworzenie samej prezentacji. Tak jakoś wyszło, że miałam dosyć sporą przerwę w prezentowaniu, a tu wycieczka, a tu święta i tak się złożyło, że między ostatnią prezentacja a tą z minionego tygodnia, miałam prawie 2 miesiące przerwy... ale za to chociaż miałam, co pokazać ;)
Ogólnie poszło dobrze, szefowa była zadowolona z wyników, niektóre uznała nawet za niezwykle interesujące... jej ekscytacja dodatkowo mnie zmotywowała i jestem pełna chęci do pracy! Wszyscy się uśmiali, gdy powiedziała do mnie po prezentacji : "Widzisz Ania, czasem coś komuś wychodzi za pierwszym razem, to znaczy, że miał szczęście, prawdziwe eksperymenty kosztują dużo pracy, ale potem jest z tego ogromna satysfakcja". Odpowiedziałam, że nie mogę się z tym nie zgodzić, a poza tym, to chyba wszyscy już wiemy, że do szczęściarzy nie należę. Cały lab wybuchnął śmiechem, bo każdy wie o różnorodnych, ciekawych trudnościach, które napotykałam na swojej drodze w labie... ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło!
Jeszcze na zakończenie tematu pracy pokażę Wam zdjęcia spod mikroskopu fluorescencyjnego moich komóreczek (jednych z wielu) - poszczególne elementy komórki wybarwione są różnymi znacznikami fluorescencyjnymi - ale to nie jest teraz ważne, chcę Wam tylko pokazać, że nauka też może być piękna!
[Tak na marginesie to muszę przyznać, że obrazowanie komórek to wcale nie taka łatwa sprawa (poczynając od 'sadzenia' komórek - nie może być z gęsto, ale też znowu komórki nie mogą być za daleko od siebie, odpowiednia ich liczba musi przeżyć i 'dobrze wyglądać' po traktowaniu ich wcześniej związkami czy transfekcji) - jeśli chce się uzyskać informację pewne w 100% to naprawdę trzeba dojść do wprawy - nie ma lekko, ale robię postępy.]
A ze spraw poza labowych (ale wcale nie odbiegających tak bardzo od nauki) to wreszcie udałyśmy się z Martyną, MJ i Genaro do Muzeum Natury i Nauki Perot w Dallas. Już sam budynek z zewnątrz wyglądał interesująco:
A w środku czekało na nas kilka wystaw - jedna z ich dotyczyła wszechświata, eksploracji kosmosu, gwiazd, planet, teorii wielkiego wybuchu :
Kolejna dotyczyła czasów prehistorycznych - można było podziwiać zachowane w kamieniach odciski prehistorycznych stworzeń oraz całe szkielety dinozaurów!
Jedna z wystaw dotyczył ziemi i powiedzmy, że katastrof naturalnych różnego rodzaju - był tu symulator trzęsienia ziemi - oczywiście go wypróbowałyśmy, dla około 9 w skali Richtera (w Japonii kilka lat temu takie było i pochłonęło miliony ofiar) - bardzo dziwne, przerażające uczucie - te nasze trzęsienia w Dallas to przy tym nic - na całe szczęście!
Na wystawie minerałów - piękne kamienie!
Szczególnie uwagę przykuwały jednak fluorescencyjne minerały:
Dział dotyczący życia na Ziemi był przepięknie zrobiony i kolorowy. Wykorzystywał świetne pomysły na przedstawienie podstaw biologii, genetyki i życia komórki najmłodszym.
Ciekawa była wystawa dotycząca przyrody Teksasu. Można było zobaczyć jak wyglądają typowe zwierzęta i rośliny z tych terenów (robaki zdecydowanie nie wyglądały przyjaźnie). Można było również posłuchać dźwięków wydawanych przez różne gatunki zwierząt... a nawet powąchać i poczuć jak ''pachnie'' skunks! Nie polecam...
Dla nas szczególną atrakcją było zobaczenia na własne oczy Nagrody Nobla. Była tam też wystawa poświęcona Noblistom z naszego UTSouthwestern (aż 5!) - były opisane ich osiągnięcia oraz ich podejście do nauki.
A na koniec przy wyjściu była tablica, na której można było zostawić swoje pomysły na wynalazki... niektóre z nich były bardo ciekawe - np. rower robiący lody ;)
A na koniec mały bonus - w muzealnym sklepiku znalazłam bombkę w kształcie Teksasu...wyprodukowaną w Polsce!
Kolejny tydzień za nami... Strasznie szybko leci ten czas...
Do następnego!
Anna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz