poniedziałek, 14 lipca 2014

Downtown po raz pierwszy...i drugi ;)

Pierwsza nasza wizyta w downtown była bardzo dziwna…ogromne wieżowce, ogromne ulice, ogromne chodniki… i ani jednej żywej duszy praktycznie… Trochę jak wymarłe miasto…Normalnie jak sceny z filmów na dzikim zachodzie, gdzie wybija 12 w południe i tylko te dziwne kłębko-krzaki turla wiatr po piasku… :P  Później dowiedziałam się, że centrum miasta w Stanach, czyli tak zwane downtown to nie jest miejsce, gdzie ludzie mieszkają, tu się TYLKO pracuje... a że byłyśmy tam pierwszy raz 4 lipca (dzień wolny od pracy), to fakt, że właściwie nie było ludzi nie powinien nas szczególnie dziwić… Kolejnym zaskoczeniem był fakt, że w centrum NIE MA ŻADNYCH SKLEPÓW. Ludzie robią zakupy głównie na obrzeżach, poza centrum. Zupełnie odwrotnie niż u nas!  Plusem jedynym tego dnia  była klimatyczna knajpka w kowbojskim stylu (mam tylko nadzieję, że te wiszące głowy są sztuczne…).Udało się nam spróbować lokalnego piwa i zjeść krążki cebulowe (które pochodzą właśnie z Texasu!).


Jak widać w knajpie tłumy.




Na ulicach też tłumy. Ciężko się przecisnąć.




 Gdyby nie ta knajpka, to wrażenia z centrum byłyby bardzo mieszane, z przewagą tych złych - pusto i gorąco...a przynajmniej tak pomyślałam po pierwszej wizycie tam...Kolejna była dużo lepsza.

Drugie spotkanie z downtown zmieniło trochę moją opinię – co prawda nie był to też dzień typowo pracujący (bo niedziela), ale  jednak było jakieś ŻYCIE. Trochę turystów, rodzin spędzających tu popołudnie… Ogólnie druga wizyta wynikła ze stwierdzenia, że wypadałoby trochę po tych dwóch tygodniach aklimatyzacji pozwiedzać okolicę. Jako pierwszy punkt naszej wycieczki wybrałyśmy Reunion Tower, z której rozpościerał się ŚWIETNY wygląd na całe Dallas. Jest to punkt obserwacyjny o wysokości 171 m.  Trzeba przyznać, że miasto widziane z góry robi wrażenie – ogromne wieżowce, autostrady pozakręcane i wielopoziomowe… I sama rozległość miasta również jest wyjątkowa – nie widać końca i ciągle jest ono jeszcze rozbudowywane! Na górze zjadłyśmy lunch (ahhh jakie to amerykańskie!) i wypiłyśmy po drinku (Towerita :D,  taka niby margarita)  w obracającej się w stałym tempie restauracji :P 











Posilone i napojone poszłyśmy w stronę Memoriału Kennedy’ego - w Polsce jak komuś wspominałam gdzie jadę, to często padało pytanie  „ aaa, to tam gdzie zastrzelili Kennedy’ego?”. TAK, to tutaj miał miejsce zamach na 35 prezydenta USA. Wydarzenie to wzbudza w Amerykanach niezwykle dużo emocji, nawet dziś, chociaż miało to miejsce już dawno temu, bo w 1963 roku. Powstało mnóstwo teorii na ten temat, ludzie są przekonani, że oficjalna wersja wydarzeń nie może być prawdziwa, że nie było możliwe trafienie z takiej odległości, że nie pod takim kątem, jak miał to zrobić domniemany zamachowiec - Oswald. Oficjalnie Oswald działał sam, jak również Jack Ruby, który po pojmaniu Oswalda zastrzelił go uniemożliwiając postawienie oskarżonego przed sądem i właściwie nie miał nic do stracenia, w sensie nie bał się kary za morderstwo Oswalda, bo tak czy siak był śmiertelnie chory na raka… Czyżby ktoś chciał uciszyć Oswalda? Coś dziwne to wszystko, prawda? W  każdym razie powstało mnóstwo teorii spiskowych, m.in.:  udział w zamachu CIA, udział w zamachu amerykańskiej mafii, udział w zamachu służb specjalnych ZSRR lub Kuby, udział w zamachu Ku-Klux-Klanu, czy ówczesnego wiceprezydenta… A może Amerykanom po prostu trudno uwierzyć, że ich prezydenta mogła zamordować jedna, ‘przeciętna’ osoba?







Kolejnym punktem wycieczki była chatka pierwszego osadnika – założyciela  Dallas, a właściwie jej replika, czyli mały drewniany domeczek wśród wieżowców:


Ostatnim punktem wycieczki było coś, co robi naprawdę wrażenie – ogromna, kompleksowa rzeźba  stada bydła popędzanego przez kowbojską ekipę, złożona z porozmieszczanych w różnych miejscach parku elementów.  Naprawdę coś pięknego, ale też trochę niepokojącego… te zwierzęta wyglądały jakby ktoś je po prostu zamroził w ruchu…









Na deser taka oto budowla (The Old Red Museum ), która przypomina wyglądem nasze piękne europejskie budowle i wśród innych budynków wyglądała jak doklejona, albo jak atrapa ;) No niestety, klimatycznych ryneczków tu nie doświadczymy, tyle musie wystarczyć :P







Po drugiej wizycie w centrum moje zdanie o downtown się poprawiło, chociaż nadal uważam, że jest to miejsce bardzo specyficzne. Zresztą jak całe Dallas. I cały Texas… Nawet ‘pozateksańscy’ Amerykanie  mówią, że czują się w Texasie jakby byli w innym państwie…

Do następnego!

Anna




2 komentarze: