poniedziałek, 24 listopada 2014

Monument Valley, czyli "3 stany, 3 przygody" część II.

Dziś kontynuacja relacji z wycieczki - tym razem Monument Valley!

W czwartek w nocy dojechałyśmy do naszego hotelu w Monument Valley - w stanie Utah. Półprzytomne i zmęczone odebrałyśmy klucze do pokoju i scenariusz jak z wieczoru poprzedniego - szybka kąpiel i spanie, bo na  rano zamówioną miałyśmy wycieczkę.

Po przebudzeniu moim oczom ukazał się cudowny widok z balkonu:


Ogólnie cały hotel był interesującym miejscem, wyrastał jakby ze skał, okolica wyglądała jak rodem z westernów, a wnętrza były stylizowane na "indiański"styl - jesteśmy w końcu w rezerwacie Indian Navajo!







Po śniadaniu - czas zacząć eksplorację Doliny Monumentów/ Pomników!  O 9 rano udałyśmy się do miejsca, gdzie miała się rozpocząć nasza wycieczka - teoretycznie można by było samemu przejechać i pooglądać Dolinę Monumentów, w praktyce jednak nasz samochód (chociaż piękny) nie dałby rady po tych wertepach i prawdopodobnie byśmy się gdzieś zakopały... Dlatego skorzystałyśmy z wycieczki samochodem przystosowanym do tego rodzaju piaskowej nawierzchni, a naszym przewodnikiem była prawdziwa Pani Indianka. Wszystko było fajnie, pięknie... tylko cholernie zimno! Nawet śnieg leżał w niektórych miejscach! Były momenty, że nie czułam już pewnych części ciała, pomimo kurtki, bluzy, rękawiczek... dodatkowo 'ozimniał' fakt, że w tym wycieczkowym samochodzie nie było szyb ani ścian, a Pani Indianka lubiła wcisnąć gaz do dechy! Pani Indianka twierdziła, że wcale nie jest zimno, że bywa tu dużo zimniej... Sama ubrana była 'dość letnio' i gdy zapytałyśmy, czy nie jest jej zimno z powagą odpowiedziała, że nie, że przecież ma DWA T-SHIRTY. No tak, to wszystko wyjaśnia - dziwne, że się nie przegrzała! :D No zimno było przeokropnie, ale  teraz tak sobie myślę, że w sumie to zimno dodało klimatu naszej wyprawie przez Dolinę...

Dolina jest przepiękna, a krajobraz, który można tu podziwiać jest unikalny! Teren Doliny Monumentów należy do Indian Navajo, którzy mają tu swój rezerwat. Miejsce to jest skupiskiem przepięknych formacji skalnych, które różnią się kształtem, rozmiarem, wysokością (od 400 do 1000 metrów). Kiedyś miejsce to byłem dnem morza. Ruchy górotwórcze spowodowały wypiętrzenia tego terenu, wypiętrzenie podziwianych dziś skał, a erozja trwająca od tamtego czasu nadała im te niesamowite kształty (skały to głównie piaskowce - łatwo więc ulegają erozji). Jeśli chodzi o roślinność, to jest ona typowa dla pustynnego klimatu - krzewy, kaktusy, karłowate drzewa... Jedyny wyjątek stanowiła ukryta w pewnym zagłębieniu... choinka!






























Byłyśmy też w tradycyjnym 'domku' Indian Navajo - w Hoganie (na zdjęciach poniżej możecie zobaczyć zarówno Hogan męski, jak i żeński - ten spiczasty to męski - hmm ciekawe dlaczego? :p ) i mieliśmy okazję podpatrzeć jak Pani Indianka tkała jakieś wełniane dywany (czy coś). Przewodniczka natomiast opowiedziała nam historię powstania świata wg Navajo - co ciekawe, była ona bardzo podobna do tej biblijnej. Opowiadała też o organizacji plemion Indian Navajo. Utknęło mi w głowie, że robiono im badania krwi i wszyscy mieli praktycznie identyczną... no tak, są jedną wielką rodziną i nie za bardzo chcą dopuszczać obcych, co jednak wiąże się z pewnymi 'ograniczeniami'. Z takich ciekawostek dotyczących Navajo to:
1) mają największy tubylczy samorząd w USA z trójpodzielną władzą,
2) ich tereny obejmują bardzo duży obszar (70 kilometró kwadratowych) i są w granicach trzech stanów:Arizony, Nowego Meksyku i Utah,
3) ludzi zdeklarowanych jako Navajo lub częściowo Navajo jest w USA prawie trzysta tysięcy.

Jeszcze a propos Indian, to przed wycieczką przeczytałam regulamin rezerwatu i Doliny Monumentów i moją szczególną uwagę zwrócił podpunkt o poszanowaniu wierzeń Indian Navajo i zakazie rozsypywania ludzkich prochów...











Muszę powiedzieć, że Dolina Monumnetów zrobiła na mnie duże wrażenie - krajobraz bardzo wyjątkowy! Myślę, że wiele z Was go jednak kojarzy - były tu kręcone sceny z hitów kinowych takich jak Powrót do przeszłości III, Mission Impossibile II,  Transformers, Milion sposobów jak zginąć na Dzikim Zachodzie i oczywiście wiele westernów Johna Forda!

Po wycieczce zziębnięte, ale usatysfakcjonowane, zjadłyśmy lunch, wypiłyśmy  gorącą kawę i ruszyłyśmy w dalszą drogę... W stronę Vegas pięknymi drogami Arizony... Tego dnia do przejechania było 425 mil (690 km), a więc całkiem sporo. Dotarłyśmy jednak do Vegas bez większych przeszkód rozkoszując się pięknymi krajobrazami za dnia i niesamowicie gwiaździstym niebem nocą...ale o Vegas w następnej notce...










Anna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz