sobota, 1 listopada 2014

Hokej - odhaczony!

No to powoli odhaczmy kolejne amerykańskie sporty. Tym razem hokej na lodzie!

Szczerze mówiąc wyszło to zupełnie niespodziewanie. Gdy byliśmy większą grupą znajomych z UTSouthwestern ktoś nagle powiedział: "O! Są  już dostępne bilety na hokeja dla pracowników UTSouthwestern za dolara! Szybko kupujmy!". I tak też zrobiliśmy! Okazało się, że bilety rozeszły się jak świeże bułeczki i następnego dnia już nie było! Kto pierwszy, ten lepszy! :P

Mecz odbywał się w najlepszym obiekcie sportowym, jaki do tej pory widziałam - w American Airlines Center. Budynek i  z zewnątrz (zdjęcie z internetu niestety - było już ciemno, gdy dotarliśmy na mecz):


 ... i wewnątrz robił niesamowite wrażenie. W środku było mnóstwo barów i restauracyjek oraz oczywiście klubowe sklepy.

Gdy weszliśmy do budynku pokierowano nas do naszej sekcji - jak się okazało sekcji VIP :D (normalnie bilety kosztowały w tej sekcji  ponad 70$, a nie 1$ :D). Sekcja wyróżniała się tym, że był dostęp do lepszego jedzenia i picia oraz bardzo dobrze było widać mecz.

Ceremonia rozpoczęcia była obłędna! Naprawdę klimat niesamowity! Każdy zawodnik tutejszej drużyny - Dallas Stars - miał swoją prezentację - wszystko z głośną i 'wojowniczą' muzyką w tle (oczywiście drużynie przeciwników St Louis Blues nie poświęcono za dużo czasu!). Wielka gwiazda - symbol drużyny - zjechała z sufitu w akompaniamencie świateł i dymu. Gdy obie drużyny znalazły się już na lodzie uroczyście został odśpiewany hymn (oczywiście w typowej dla Amerykanów atmosferze wzniosłości).


Rozgrzewka zawodników i pierwsze spojrzenie na lód:


Wiszący telebim:


Przygotowania do meczu:


Prezentacja drużyn:




Opuszczanie gwiazdy i hymn:







Filmiki z rozpoczęcia:






Potem jeszcze było krótkie przemówienie o walce z rakiem - nasz uniwerek jest zaangażowany w akcję przeciwko nowotworom i mecz też miał wspomóc walkę z rakiem i podnieść świadomość ludzi - na każdym siedzeniu leżała przygotowana kartką z napisem "I'm fighting for" ("walczę za") z miejscem do wpisania imienia osoby, którą znamy i choruje na raka... Ludzie wpisywali imiona i unosili kartki w górę.


'Hockey fights cancer":





Po ceremonii rozpoczęcia i wszystkich przemówieniach mecz się rozpoczął! Myślę, że zasady są wszystkim znane - w skrócie - zawodnicy biegają z kijami (a właściwie to suną na łyżwach) za krążkiem na lodzie i próbuję go umieścić w bramce przeciwnika. Mecz składa się z trzech części po 20 minut z 15 minutowymi przerwami. Gra była na pewno bardziej emocjonująca niż baseball! Zawodnicy cały czas wpadali na siebie nawzajem lub na ogrodzenie. Dźwięki będące wynikiem tych zderzeń były czasem przerażające! Jakby coś się łamało! No i w sumie to się złamało - na szczęście jednak nie żaden zawodnik, ale kij! Pomimo wielu sytuacji, w których zawodnicy delikatnie mówiąc się 'spierali', właściwie nie były odgwizdywane faule... Zdecydowanie agresywny sport! :D





























Po trzech częściach był remis - 3 do 3. Została więc rozegrana dodatkowa część - miała trwać 5 minut, ale zakończyła się z momentem pierwszego kola - niestety nie dla Dallas Stars... Kibice dallaskiej drużyny byli bardzo zawiedzeni, cały czas gorąco kibicowali swoim... Ciekawą sprawą w jest fakt, że gdy drużyna z Dallas (niezależnie od dyscypliny chyba) zdobywa punkt, to wszyscy dostają kupon na darmowe jedzenie - w związku z tym, że w hokeju przegrana w dodatkowym czasie wciąż wiąże się ze zdobyciem jednego punktu w generalnej klasyfikacji dostaliśmy kupony na taco! (co prawda z wołowiną, więc i tak pewnie nie skorzystam :P)




Podsumowując: Hokej lepszy niż baseball, teraz czas na koszykówkę (już w nadchodzącym tygodniu!), która pobije jedno i drugie - mam nadzieję! :)




W piątek byliśmy razem z labem na pożegnalnym lunchu - jedna z osób z mojego labu kończy swojego postdoca i odchodzi. Było bardzo przyjemnie i przezabawnie - jak zawsze z nimi :) Tutaj zdjęcie  składu naszego labu:






A co do labowych spraw, to UWAGA - wreszcie eksperymenty zaczynają znowu wychodzić! Wymieniłam wszystkie odczynniki, bufory, przeciwciała, rozmroziłam nowe komórki i jest lepiej! Nie wiemy do końca, co było nie tak, ale ważne, że znowu moja praca ma sens - już zaczynałam wątpić w swoje możliwości powoli!


W ten sam piątek, który był piątkiem halloweenowym (tym razem naprawdę) byłyśmy też u Jose i Anki, którzy zaprosili nas do siebie, abyśmy mogły zobaczyć jak amerykańskie dzieciaki chodzą po domach i zbierają słodycze. Co prawda nie za dużo dzieciaków udało się nam spotkać, ale za to udało się nam pod dzieciaki podszyć i załapać na słodycze :D Ostatecznie w końcu nawet do drzwi Jose  zapukały dzieciaki z okrzykiem 'cukierek albo psikus!', a Jose obdarował je łakociami. Wieczór był naprawdę sympatyczny.










Myślę, że Halloween mamy zaliczone w 100% - impreza - była, kostiumy - były, dzieciaki zbierające cukierki - były, my zbierające cukierki - również, a co!


No to tyle w tym tygodniu. Wspomnę tylko jeszcze, że dziś było u nas zimniej niż w Polsce! (11 stopni!) - muszę w końcu wybrać się na zakupy i kupić jakąś kurtkę... No cóż, wbrew temu, jakby się mogło wydawać, w Teksasie wcale nie jest wiecznie gorąco!


Do następnego!
Anna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz