To co się dzieje w Vegas, zostaje w Vegas...
W związku z tym, to by było na tyle...
Dobra, dobra, już opowiadam... ;)
Już sam wjazd do Las Vegas nocą robi niesamowite wrażenie... ciemność, ciemność, ciemność, nic, nic, nic.. a tu nagle zza góry wyłania się ogromne, gęste i najjaśniejsze miasto nocą, jakie kiedykolwiek widziałam (pewnie otaczająca pustynia - nicość potęguje ten efekt)! Pierwsze, co musiałyśmy zrobić, to było oddanie samochodu do wypożyczalni i dostanie się taksówką do hotelu - Circus Circus.
Piątkowy wieczór przeznaczyłyśmy na podziwianie miasta nocą - WSZYSTKO tu się świeci, miga, rusza! Każdy budynek ma świecące znaki, loga zachęcające do wejścia... Na każdym kroku reklamy striptizu - męskiego, żeńskiego, burleski, pokazów cyrkowych, koncertów - za każdym rogiem coś się dzieje... Na każdym rogu stoją osoby rozdające wizytówki i ulotki dotyczące seksualnych ofert... Miasto nocą prezentuje się bardzo interesująco... Każdy hotel ma własne kasyno, gdzie ludzie grali za różne kwoty i emocjonowali się wygranymi lub przegranymi... Co do hoteli jeszcze, to na głównej zabawowej ulicy Las Veegas - The Strip, są najbardziej niezwykłe hotele na świecie. Kilka przykładów:
1) Circus Circus - nasz hotel, w kształcie namiotu cyrkowego, hotel z własnym lunaparkiem w środku, pokazami cyrkowymi,
2) Paryż - hotel z własną Wieżą Eiffla i Łukiem Triumfalnym - mała replika Paryża w USA,
3) New York - hotel w kształcie najważniejszych symboli Nowego Jorku,
4) The Venezian - replika Wenecji z własnymi gondolami,
5) The Luxor - hotel w kształcie egipskiej piramidy ze Sfinksem,
6) The Excalibur - hotel - zamek...
... i wiele, wiele innych... Będąc w Las Vegas można zjeść śniadanie w Paryżu, wypić kawę w Wenecji i pójść na imprezę w Nowym Jorku... Takie rzeczy tylko w Vegas! ;)
Zgodnie z tym co pokazują w filmach widziałyśmy bardzo dużo grupek świętujących wieczory kawalerskie, czy panieńskie, wiele limuzyn, kaplic, w których można wziąć ekspresowy ślub ... i wszystkiego, czego potrzeba, aby nazwać Las Vegas miastem rozpusty... ;)
Wieczór zwieńczyłyśmy piwkiem w bardzo przyjemnym barze z muzyką na żywo. Dziewczyny poszły do hotelu, a ja wybrałam się na samotny spacer po Vegas i naprawdę poczułam atmosferę tego miasta... Będąc tu nie da się być samemu nawet 5 minut - wszyscy się bawią i zapraszają innych do zabawy ;) Tej nocy załapałam się też na muzyczny pokaz fontann przy hotelu Bellagio - coś pięknego!
To miasto nigdy nie śpi!
W sobotę w planie było zwiedzanie miasta za dnia i impreza nocą... Las Vegas to naprawdę pomieszanie wszystkiego ze wszystkim! Na ulicach ludzie poprzebierani za różnych bohaterów bajkowych czy filmowych, dużo ofert typu " kopnij mnie w klejnoty za 5 dolarów", najdziwniejsze sklepy - jedno wielkie zamieszanie ;). Poza tym przepych, przepych, przepych - mnóstwo fontann (a trzeba pamiętać, że miasto jest na środku pustyni!), neonów, świateł - rachunki za prąd muszą płacić tu kosmiczne...
Po południu udałyśmy się do muzeum... Tak wiem, jak to brzmi... Muzeum w Las Vegas?! Sprawdziłam to muzeum przed przyjazdem i wydało mi się interesujące...było to Muzeum Neonów - neony to w końcu symbol Las Vegas, więc uznałam to za punkt obowiązkowy. Pomysł okazał się strzałem w 10! Przewodnik przy okazji każdego z neonów opowiadał historię miejsca, z którego neon pochodził - zwykle kasyna lub hotelu, co pozwoliło się nam zapoznać z historią miastą, niezwyklę 'długą', zresztą, bo aż około 100-letnią. Tak, to miasto ma tylko 100 lat, a prawdziwy rozkwit nastąpił po zakończeniu okresu prohibicji i zalegalizowaniu hazardu.
Po muzeum następnym punktem była druga najsławniejsza (zaraz po Las Vegas The Strip), historyczna ulica Las Vegas - pierwsza ulica brukowana w Las Vegas, której powstanie sięga powstania miasta - 1905 roku. Były tu najsławniejsze kasyna.
Przed powrotem do hotelu i szykowaniem się do imprezy postanowiłyśmy za radą kolegi wjechać na szczyt wieży hotelu Stratosfera... To była bardzo dobra rada! Zobaczcie jaki widok!
Na wieży była możliwość skorzystania z trzech atrakcji - kupiłyśmy bilet na jedną z nich. Nazywała się ona BIG SHOT. Polegało to na tym, że na samej górze wieży był fragment, do którego przyłączony był taki jakby pierścień z siedzeniami - było to otwarte i w pewnym momencie było się "wystrzeliwanym"do góry na około 50 metrów (łącznie było się na wysokości 330 metrów) z prędkością 72 km/h, po czym nagle gwałtownie się zatrzymywano i równie szybko spadało w dół - i tak 2 albo 3 razy - byłam w szoku, więc nie pamiętam :P
Tutaj macie zdjęcie mówiące samo za siebie...
Hahahhahaha! Dobre, co nie? :D
No a plan na wieczór - impreza! Odpicowałyśmy się i chciałyśmy znaleźć naprawdę wyjątkowe miejsce. Wiele z super - ekskluzywnych imprez było zamkniętych dla osób z zewnątrz, ale w końcu udało się nam znaleźć coś odpowiedniego - klub Tao w hotelu Venezian. Aby tam się dostać musiałyśmy przejść chyba ze 4 selekcje, ale na szczęście wszystko zakończyło się sukcesem - klub bardzo ekskluzywny, w orientalnym stylu, ludzie bardzo eleganccy, za szybami tańczyły i wyginały się roznegliżowane panie, muzyka i klimat - super... Wybawiłyśmy się, jak przystało na noc w Vegas i wróciłyśmy do hotelu nad ranem!
I następny dzień był bardzooo ciężki, na lotnisku zasypiałam na siedząco, na stojąco i w każdej innej pozycji...
Podsumowując...
Wycieczka zakończyła się bez większych strat, nikt nie spadł w głąb Kanionu, nie został zastrzelony z łuku przez Indian w Monument Valley, nie było przypadkowych ślubów i bankructwa w Vegas...
Doświadczyłam i zobaczyłam niepowtarzalne rzeczy , spełniłam kilka z moich marzeń, nazbierałam niesamowite wspomnienia!
Teraz zbieram siły i już planuję coś następnego!
Anna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz