niedziela, 24 sierpnia 2014

Praca, praca, praca!

Hmmm ten tydzień był zdecydowanie tygodniem pod hasłem PRACA.

Spędzałam w labie jakieś 12-13 godzin. Musiałam uzyskać powtarzalne wyniki, przeprowadziłam 4 próby, ale zawsze coś było nie tak! Raz nie z mojej winy, raz z mojej winy - takie błędy są kosztowne - koszt to jakieś dodatkowe 6 godzin pracy :D...  Tym sposobem wróciłam pewnego dnia do domu jakoś między 22.00 a 23.00 ... byłam zupełnie sama w labie, wszyscy dawno w domu, nawet na piętrze całym chyba nikogo nie było... Trochę się bałam różnych dźwięków, wiecie, że mam różnego rodzaju dziwne schizy... puściłam więc muzykę dość głośno w labie... zrobiłam, co miałam zrobić i wyszłam... a na dworze środek nocy... Uniwerek ładnie wygląda nocą :)


Pozytywem w pracy tutaj jest to, że nawet jak coś zepsuję albo zrobię źle, to nikt nie ma żadnych pretensji - panuje tu podejście: "Na błędach człowiek uczy się najlepiej". To prawda, jestem dużo ostrożniejsza i bardziej uważna, bo wiem, że błędy wiążą się z dużą stratą czasu... Na początku byłam trochę sfrustrowana, że mi nie wychodzi, ale ciągłe powtarzanie mi nad głową przez osoby z labu, że uda mi się, że dojdę do wprawy i w końcu wyjdzie chyba pomogło. Raz zobaczyłam też, że jeden ze sprzętów którego używałam jest pęknięty, nie widziałam tego wcześniej, a w tym tygodniu tylko ja tego używałam... Byłam wtedy sama w labie i napisałam przerażona smsa do Tolgi, czy to było już wcześniej (byłam przekonana, że zauważyłabym to), bałam się że to jednak ja... Tolga nie odpisywał przez ponad godzinę - byłam strasznie zdenerwowana do momentu aż dostałam smsa, że tak, że to już było tak od dawna, ale że nawet jakbym coś kiedyś zepsuła, to mam się totalnie nie przejmować... To podejście bardzo mi się podoba! (nie to, że planuję coś zepsuć, żeby nie było! :p )

Ogólnie ten tydzień był bardzo męczący, ale odczuwam dużą SATYSFAKCJĘ - uzyskałam w końcu dobre wyniki, w sensie wyglądające na solidne, ale są one pod pewnymi względami zaskakujące, więc teraz ta trudniejsza część - interpretacja i znalezienie odpowiedzi, dlaczego jest tak, a nie inaczej... I potwierdzenie ich po raz kolejny.
Zaproponowałam też pewną dodatkową rzecz w moim projekcie, sprawdzenie pewnego wariantu dotyczącego jednej z moich linii komórkowych - mój pomysł spotkał się z aprobatą i zostały wydane pierwsze labowe pieniądze z mojej inicjatywy! :) Rozkręcam się! :) 


Z takich dodatkowych spraw, to postanowiłam przestać być najbielsza osobą w moim labie i się trochę opalić - TAK, jestem w Texasie i jestem BIAŁA jak ściana (to znaczy byłam...). Cały dzień spędzamy wewnątrz pomieszczeń, więc nie ma okazji do przebywania na słońcu za bardzo - i całe szczęście! W każdym razie poszłam w sobotę zrobić pranie do pralni przy basenie i postanowiłam te 30 minut posiedzieć na słońcu. I to była BARDZO zła decyzja. Jestem czerwona jak pomidor i wyglądam jak świecący na czerwony neon! I poza tym wszystko mnie boli!!! Przynajmniej nikt mi już nie powie, że jestem taaaka biała... Głupia ja! (Dowodów w formie zdjęcia nie dostarczam - to byłoby zbyt DRASTYCZNE!)

Humor poprawia jedynie wróżba z chińskiego ciasteczka - jakieś pomysły, co do interpretacji? :D






































Poza tym chyba nic ciekawego się działo, weekend dość spokojny, bo zbieramy moc na na przyszły, który będzie bardzo napięty!



Na koniec gratis z serii "Takie rzeczy tylko w Ameryce":
Szybkie, bezsporne rozwody, bez dzieci jedyne 150 dolców, z dziećmi 250!







Do następnego!

Anna


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz