niedziela, 21 września 2014

W poszukiwaniu piękna w Dallas...

Dziś mijają równe 3 miesiące od kiedy jesteśmy w USA... 12 tygodni... mam wrażenie, że ten czas mija tak szybko, tak bardzooo szybko... Jeden weekend się kończy i nim się obejrzę znowu jest  weekend...

Ten tydzień był trochę 'bardziej polski' - z oczywistych względów - mistrzostwa świata mężczyzn w piłkę siatkową! Zawzięcie kibicowałyśmy naszej reprezentacji. Miałyśmy sporo kłopotów z oglądaniem meczy... ale z tego, co się orientuję nie był to problem tylko w USA... :p  Początki oglądania meczy to było śledzenie 'pisanej relacji na żywo', na półfinał i finał dzięki pomocy znajomych udało się nam obejrzeć transmisje! Bardzo przyjemnie patrzyło się na szalejących kibiców, słuchało naszych narodowych pieśni... ehhh chyba dopiero teraz poczułam, że jestem na obczyźnie... i to tak daleko! Z nieprzyjemnych akcentów: tutaj prawie nikt nie wie, że w ogóle są mistrzostwa, a nawet jeśli, to raczej mają to gdzieś :P A z miłych akcentów: jak mogłam zaobserwować na facebooku - gdziekolwiek są, gdziekolwiek się porozjeżdżali moi znajomi to wszyscy kibicowali Polakom - świadczy o tym przeogromna ilość postów na facebooku z różnych zakątków świata! Przemile było obserwować te dowody polskiej jedności :)

Kibicowanie zza oceanu się opłaciło: Jesteśmy MISTRZAMI! :) Polska flaga DUMNIE wisiała!



Z 'pracowych' spraw to ten tydzień nie był najgorszy, jestem coraz bliżej finiszu części projektu, nad którą obecnie pracuję. A jest to możliwe dzięki życzliwości tutejszych ludzi :) Potrzebowałam pewnego przeciwciała, którego nie mogę kupić, bo wcześniej już kupiliśmy inne, które miało działać zgodnie z moimi potrzebami  (wg pewnej publikacji przynajmniej), a nie działało. Poradzono mi, abym się zorientowała, kto w UT Southwestern mógłby mieć moje upragnione przeciwciało - czyli musiałam przeglądnąć publikacje pracowników uniwerku. Znalazłam jeden lab, w którym mogli je mieć, oni jednak niestety już nie mieli, ale zasugerowali, abym spróbowała w innym labie - spróbowałam i dostałam odpowiedź typu - 'pewnie, przyjdź to chętnie się z Tobą podzielimy' :) To naprawdę bardzo miłe - dzięki temu możliwy będzie jeden z moich eksperymentów :)
A i wreszcie wiem jak oficjalnie nazywa się nasza pozycja w UT Southwestern: 

Całkiem sympatycznie, prawda?


Weekend raczej grzeczny :) Żadnych imprez, raczej regeneracja... Piątek i sobota w domu - udało mi  się nawet wreszcie trochę książkę poczytać! W niedzielę wybrałam się za to na poszukiwanie piękna w Dallas - czyli do Arts District... Szczerze mówiąc Dallas jest na swój sposób piękne, trzeba tylko wiedzieć, gdzie szukać i jak patrzeć... Oczywiście nie jest to nasze klasyczne i piękne miasto w europejskim znaczeniu i nie można Dallas nawet z nimi porównywać... No właśnie, może po prostu NIE POWINNO się ich porównywać...?



















Będąc w Arts District nie mogłam pominąć Muzeum Sztuki - Dallas Museum of Art. Było to dość wyjątkowe muzeum - eksponaty były bardzo różnorodne, pochodziły z różnych części świata - dzięki temu zwiedzanie było ciekawym przeżyciem...







Zaczęłam od sztuki współczesnej... Tu na tym zdjęciu widzicie feniksa rozgrzebującego się z popiołów i szykującego się do lotu, który jednak nie mógł polecieć , bo miał narty na łapach...czy COKOLWIEK. Serio, mój mózg jest chyba za mało współczesny, aby to przetworzyć! 


I było jeszcze kilka innych takich 'ciekawostek"...




Potem było już lepiej - spore zbiory pochodzące z Ameryki Południowej, Północnej, Azji a nawet i Europy. Kilka najciekawszych wg mnie :















Było też kilka eksponatów, które, hmmm, wzbudziły we mnie pewien niepokój...




 Ale były też takie, które doprowadziły mnie do śmiechu...





A to moje ulubione - tyle słodyczy w jednym fotelu!!!








No dobra, to chyba tyle. Do następnego!

Anna





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz