wtorek, 16 września 2014

Kolejna relacja ...tym razem z 'chłodnego' Dallas!

Ostatni tydzień należał do tych raczej spokojnych, przynajmniej pozornie...

Od poniedziałku do piątku jak to zwykle - praca, w sobotę zresztą też (trzeba dbać o swoje komóreczki, nawet jeśli czasem zawodzą i robią na złość... ). W labie wszystko szło dobrze, do wczorajszego poniedziałku, gdy okazało się, że linia komórkowa, którą próbowałam zróżnicować do neuronów przez cały tydzień... tak po prostu sobie umarła... To ja przychodzę do nich w sobotę , o 20.00, aby zmienić im medium, aby się dobrze czuły, a one sobie tak najzwyczajniej w świecie umarły! Bezczelne! Widok był bardzo smutny - miliony pływających trupków w butelce... Eh no nic, trzeba żyć dalej, na każdego przychodzi czas... dobra, zaczynam już chyba trochę świrować :P W każdym razie od razu w poniedziałek zaczęłam od nowa i dzisiaj wyglądają na gotowe do różnicowania! Zmieniam im trochę warunki i niech tylko teraz spróbują sobie umrzeć!!!

Z poza-labowych rzeczy to...

Przedstawiam Wam jedno z naszych ulubionych miejscówek - dach naszego budynku - cudowne miejsce do rozmyślań, obserwowania nieba - gwiazd, tudzież samolotów - mieszkamy bardzo blisko lotniska... No i ten widok na miasto nocą jest niesamowity... (zdjęcia tego nie oddają!) Ciekawe kiedy ktoś nas przyłapie!

[aktualnie szukam najwyższego miejsca, na które można wejść w Dallas nocą]






W czwartek byłam na karaoke w pobliskim barze, co chyba stało się już tradycją. Próbowali mnie znajomi namówić do śpiewania, ale ja wciąż kategorycznie odmawiam! Używali nawet szantażu, że owszem mogą zaśpiewać dla mnie taką i taką piosenkę  (bo oni nawet potrafią śpiewać), ale tylko gdy ja zaśpiewam z nimi! Nie tym razem... a wybrana przeze mnie piosenka i tak zaśpiewana została :P Karaoke w tym miejscu to oszukane karaoke, bo prawie wszyscy potrafią tu bardzo dobrze śpiewać!

W piątek byłam na próbie zespołu chłopaków -  znowu, co zwykle wiąże się z kupą śmiechu, ciekawymi rozmowami i licznymi muzycznymi doznaniami :) Alex i Vamsi  pokazali mi południowy campus naszego uniwerku (ja pracuję w północnym), który jednak mi się nie spodobał, bo Vamsi powiedział (nie wiem, czy tylko chciał mnie wkurzyć, czy mówił serio), że trzymają tam i eksperymentują na małpach i psach... Ciągle mam nadzieję, że żartował.

W sobotę natomiast moim postanowieniem było wybrać się na zakupy, ponieważ UWAGA, UWAGA, w Dallas jest obecnie OCHŁODZENIE! Z dnia na dzień temperatura spadła o około 20 stopni... było koło 18-20 stopni w dzień - WIEM, to wcale nie jest zimno, właściwie 20 stopni to w Polsce moja ulubiona temperatura, ale po ponad 2 miesiącach w 40 stopniach... miałam GĘSIĄ SKÓRKĘ  przy tym 'mrozie'... A że ja, jak ta głupia myślałam, że w Texasie zawsze jest upał i wszędzie pustynie, to nie wzięłam ze sobą żadnych cieplejszych ubrań - no dobra, jedną bluzę wzięłam... Wypadałoby się więc zaopatrzyć w jakieś ubrania i postanowiłam spędzić sobotę w centrum handlowym.  Aby dotrzeć do centrum handlowego musiałam pojechać pociągiem... Pociąg sam w sobie jest interesujący - należy do sieci komunikacji miejskiej w Dallas i momentami jest jak tramwaj, momentami jak szynobus, a momentami jak metro... W każdym razie podróż była ciekawa, bo przejechałam właściwie przez całe centrum i zobaczyłam wiele ciekawych miejsc, które chcę odwiedzić... Minusem podróży byli współpasażerowie - co druga osoba wyglądała jak naćpana, pijana albo nie wiem co...  na jednej stacji do środka weszła grupa ludzi wyglądających na członków gangu... Wydaje mi się, że się dosyć wyróżniałam wśród tych pasażerów, z różnych względów, i że w związku z tym wszyscy się na mnie dziwnie gapili... ale może to było tylko takie wrażenie. Udało mi się w każdym razie bezpiecznie dotrzeć do centrum i wrócić i nawet ani razu nie pomyliłam kierunku! Wracając do zakupów to oczywiście nie kupiłam tego, co planowałam, czyli butów i kurtki...za to ogarnęło mnie szaleństwo swetrowo - bluzowe... no i trochę finansowo popłynęłam... Nie tylko Amozona trzeba mi zablokować. W każdym razie zakupy były udane i obawiam się, że w krótkim czasie znowu zawitam w NorthPark Center Dallas...
Wykończona po zakupach nie miałam siły nigdzie się już ruszać, ewentualnie na standardowe jedno piwo do Windmill'a... Dziewczyny za to bardzo chciały iść gdzieś potańczyć. Ja nie dałam się namówić (nie do końca to prawda, jak się później okazało) i poszłam sobie posiedzieć  porozmyślać przy piwie... dzwonię do dziewczyn, aby zapytać gdzie poszły w końcu, a one, że właściwie to zaraz będę obok mnie i mam iść z nimi. Pytam: gdzie? A one: niespodzianka! ...  Obok nas był bar dla homoseksualistów - byłam już w takim miejscu... ale to miejsce było bardzo dziwne - mnóstwo striptizerów, bardzo przystojnych, chociaż z racji ich orientacji byli mało interesujący... Byłyśmy tam też prawie jedynymi kobietami... Ogólnie było to bardzo dziwne doświadczenie, zbyt szalone nawet jak dla mnie ... poza tym dostałam chyba najdziwniejsza propozycję w życiu - jeden z PANÓW zaproponował mi: "Hej, jeśli chcesz, mógłbym rzucić dla ciebie mojego CHŁOPAKA"... hmmm no tak... DZIWNA noc.

Niedziela była dla mnie dniem regeneracji i odpoczynku... jedyna szalona rzecz na jaka się zdobyłam w niedzielę to wycieczka do supermarketu, bo w lodówce pustki - namówiłam Martynę, aby mi towarzyszyła. Stwierdziłyśmy, ze jet weekend i możemy trochę zgrzeszyć - zrobimy sobie romantyczna kolację... przy mrożonej pizzy i chipsach ! W sklepie moi drodzy: Halloween. Nie ważne, że jeszcze 1,5 miesiąca do Halloween. Szaleństwo już widać - maski,cukierki, wystawy - Amerykanie chyba naprawdę lubią to święto! [Jak będę miała kiedyś czas to porobię zdjęcia rożnych Halloween'owych gadżetów ]






A nasz romantyczna kolacja wyglądała tak:




Wszystko spoko, cola była LIGHT, więc nie ma problemu, nie przytyjemy, ale brzuch to mnie bolał całą noc... :p  Uwierzcie lub nie, że to była nasza PIERWSZA mrożona pizza w USA!

Powoli zaczynam dostrzegać pewien tygodniowy porządek zdarzeń - praca, praca - właściwie każdego dnia coś tam trzeba zrobić, w czwartki wieczorem karaoke w Windmill'u, a w weekend coś zabawnego - szalonego... To chyba dobra porządek tygodnia? ;)

Do następnego!

Anna






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz