niedziela, 14 grudnia 2014

Świątecznie... i sentymentalnie!

Witam po raz ostatni w tym roku prawdopodobnie!

No co tu dużo mówić...Święta zbliżają się WIELKIMI krokami! Nawet w Dallas, gdzie temperatury nadal sięgają 20 stopni, czuć już tę atmosferę...
W sklepach świąteczne szaleństwo, wiadomo, mnóstwo świątecznych gadżetów, ozdób na choinkę, lampek, słodyczy... A w tle świąteczne piosenki, jakżeby inaczej! :) 


W czwartek nasz znajomy A. zaproponował, abyśmy pojechali do najbogatszej dzielnicy Dallas - Highland Park, aby zobaczyć kipiący bożonarodzeniowy przepych... A po drodze niespodzianka! Tir ze świątecznej reklamy Coca-Coli! :D





Wracając jednak do głównego punktu wyprawy... Spodziewałam się, że będzie "na bogato"... ale nie, że aż tak! Zobaczcie sami!

























Robi wrażenie, co? W sumie nie ma co się dziwić, ludzie z tej dzielnicy wydają ponoć co roku miliony dolarów na udekorowanie swoich domów, zatrudniają nawet do tego specjalne firmy! Niby pieniądze szczęścia nie dają... ale potrafią stworzyć piękne rzeczy - cała dzielnica wyglądała jak z bajki i za każdym zakrętem było coś, co powodowało wśród nas achy i ochy!



W piątek z okazji świąt był w pracy tak zwany pot-luck - takie spotkanie całego departamentu  biofizyki, gdzie każdy przynosił jakieś potrawy i ludzie siadali razem, objadali się i rozmawiali. Ja poszłam tam z moim labem, później też razem usiedliśmy przy stoliku i mam wrażenie, że byliśmy najgłośniejszym stolikiem - cały czas się śmialiśmy! Naprawdę wpasowałam się w ten lab idealnie! 


A jak już jestem przy tym, to minęła już właściwie połowa mojego pobytu tutaj... Muszę Wam powiedzieć, że naprawdę był to przecudowny czas! Wszystko jest cudowne! Ludzie są przesympatyczni, pomocni, zabawni - szczególnie w labie mogę to odczuć - atmosfera jest przyjazna, wszyscy się wzajemnie lubimy, cały czas żartujemy, uczymy się od siebie wzajemnie, jest też zawsze z kim porozmawiać o tematach nie-naukowych... Może ciężko w to uwierzyć, ale BARDZO LUBIĘ moją pracę. Wstaję rano i chcę tam iść, nie mogę się doczekać, aby znów pośmiać się z tymi ludźmi. Myślę, że fakt, iż trafiłam na takich a nie innych ludzi, dużo mi ułatwił. Przed przyjazdem tutaj bardzo się bałam - wiadomo - nowi ludzi, nowe miejsce, nowe wyzwania. Nie wiedziałam, czego się spodziewać, ani czego oni spodziewają się po mnie. Bałam się, że może jednak to nie ja powinnam być wybrana do tego programu, że może jestem za głupia i inne takie... Jednak otwartość i życzliwość moich współpracowników oraz cierpliwość i przyjazne nastawienia mojego nauczyciela sprawiły, że tak naprawdę będąc już na miejscu nie odczuwałam stresu prawie w ogóle... Nawet jak zrobiłam coś bardzo głupiego (a bywało i tak), to nikt mi NIGDY nie powiedział niczego przykrego, tylko zawsze "nie martw się, każdy z nas ma coś takiego w swoim 'labowym dorobku'". Na atmosferę w labie ma też na pewno wpływ nasza szefowa, która jest osobą bardzo życzliwą, wyrozumiałą i taką najzwyczajniej...ludzką! Eh... bardzo im za wszystko dziękuję i... chyba będę za nimi tęsknić!

Będąc jeszcze w tematyce laboratorium, to zauważyłam u siebie dużą zmianę w pracy laboratoryjnej - stałam się pewniejsza, odważniejsza i chyba lepiej wykorzystuję procesy myślowe :P Bardzo dużo się tu nauczyłam i mam nadzieję, że jeszcze wiele się nauczę. Wiadomo - raz coś wychodzi, raz nie, taka jest praca eksperymentatora, ale ogólnie jest ciągły progres i z niektórych wyników jestem naprawdę dumna!

Poza laboratorium również do czynienia miałam właściwie z samymi pozytywnymi osobami - Państwo O. i D. dużo nam pomogli na początku - szczególnie w okresie zaklimatyzowania w nowym miejscu, załatwiania pierwszych spraw urzędowych, czy kompletowaniu niezbędnych rzeczy w mieszkaniu. Bardzo dziękuję! 

Przez to pół roku przewinęło się w tu naszym życiu bardzo wiele osób, wielu narodowości... Jedni się pojawili na chwilkę i zniknęli, inni zostali na dłużej i mam nadzieję, że niektóre znajomości nie skończą się wraz z zakończeniem mojego stażu. W każdym razie zawsze znajdzie się ktoś, aby wypić piwo i pogadać o pierdołach, ale zawsze też mogę liczyć na kogoś, kto zdobędzie się na to, aby ze mną pomilczeć, pozłościć się, wysłuchać moich żali i narzekania na "ból istnienia", który co jakiś czas mnie dopada... Muszę powiedzieć, że kilkukrotnie bywałam miło zaskoczona...

No i na  końcu, niech stracę... moje współlokatorki nie są takie najgorsze, nie są zołzami, przynajmniej nie całkowicie.... Haha, już widzę jak mi robią najazd, gdy to czytają... :P Nie no, powiem szczerze, że...auuu sprawia mi to fizyczny ból... ale powiem, że są całkiem fajne... Wiadomo, różnimy się, czasem mnie denerwują, czasem wewnętrznie doprowadzają mnie do szału, ja je pewnie też... ale wszystkie trzy wciąż żyjemy. I to całkiem nieźle. Także dzięki Haro i Hartyna! Zawsze mogłam trafić gorzej! [Wy TEŻ] :D


No dobra, koniec już tych wyznań, jakiś dzień dobroci i sentymentów chyba mam... Czas pakować walizkę i w środę pakuję się razem z nią do samolotu ... i w czwartek jestem w Polsce!
 [jedyne 19 h podróży, ale co tam!]
Nie mogę się już doczekać, aby zobaczyć moich bliskich!

To jak już mówiłam moja ostatnia notka w tym roku, w związku z tym chcę Wam życzyć wesołych, ciepłych, rodzinnych Świąt i wszystkiego, co najlepsze w Nowym Roku! Aby był dla Was lepszy niż poprzedni i Wasze marzenia się spełniły!

Buziaki i uściski...


Anna




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz