poniedziałek, 8 grudnia 2014

Couchsurfing - mój kolejny pierwszy raz tutaj!

Witam!
Miniony tydzień był dla mnie bardzo ekscytujący, ponieważ był to mój pierwszy raz, gdy byłam gospodarzem w couchsurfingu... a co to jest? Pewnie duża część osób wie, ale już śpieszę z wyjaśnieniami dla tych, co nie wiedzą! Otóż couchsurfing jest to portal internetowy, na którym ludzie szukają darmowych noclegów na całym świecie. Można zarówno być 'tym, który przyjeżdża', jak i 'tym, który przyjmuje'. Zakłada się tam profil, wstawia kilka swoich zdjęć, jakiś mały opis swojej osoby i oferowanego noclegu i preferencje dotyczące potencjalnych gości - np. płeć, liczba osób, czy można przyjechać ze zwierzakiem, czy dzieckiem itp itd...

Parę dni temu wzięło mnie na planowanie dalszych naszych wycieczek i zaczęłam orientacyjnie przeglądać ceny wynajmu hoteli w różnych miejscach. Najdroższy okazał się Nowy Jork i wtedy przypomniałam sobie o couchsurfingu... Nie wiele myśląc założyłam tam konto  i zaczęłam przeglądać ludzi z NY, których było tam naprawdę dużo. Stwierdziłam, że spoko, jest dobrze, nie powinno być problemów z noclegiem w NY w przyszłości i się wylogowałam, planując wrócić do tego portalu w maju/czerwcu. No ale moje plany zostały unieważnione mailem z couchsurfingu następnego dnia (piątek), z zapytaniem, czy mogę być gospodarzem z soboty na niedzielę dla meksykańskiej studentki, która robi kurs angielskiego w San Antonio! Jak widzicie przedział czasowy między założeniem konta, a pierwszą akcją w związku z portalem jest dość wąski... No ale wszystko się tak u mnie dzieje - na wariackich papierach... Szczerze mówiąc nie brałam w ogóle pod uwagę (póki co) bycia gospodarzem... ale po wiadomości od Laury zaczęłam się zastanawiać i stwierdziłam, że w sumie czemu nie? Zaczęłam wymieniać z nią wiadomości i okazało się, że jest ich łącznie... piątka! Cztery dziewczyny i jeden chłopak, przedział wiekowy 19-22 lata, wszyscy studenci i uczestnicy tego kursu,  co Laura. Wymiana wiadomości z Laurą zrobiła na mnie dobre wrażenie...  musiałam jednak jeszcze przekonać Karo i Hartynę - jakoś się udało :P. Postanowione - przyjeżdżają w sobotę!
W sobotę musiałam iść do labu tylko na chwilkę, więc prawie cały dzień spędziłam na oczekiwaniu... Dziewczyny poszły na koncert, więc miałam przywitać naszych gości sama - trochę się obawiałam, że będę sama - w końcu to 5 obcych osób, ale co tam! [Tak naprawdę nie obawiałam się do momentu, gdy mój labowy znajomy nie zaczął mnie straszyć - był strasznie zmartwiony i powiedział, że jestem  najbardziej zakręconą osobą, jaką kiedykolwiek poznał - to pewnie ogólny obraz bazujący na 5 miesiącach naszej znajomości :P ] Około 6 dostałam wiadomość,że czekają pod bramą. No to zaczyna się! Gdy ich w końcu znalazłam (byli pod inną bramą oczywiście), przedstawiliśmy się sobie i przyprowadziłam ich do mieszkania - pierwsze wrażenie zrobili na mnie bardzo dobre! Dużo mówili, byli zabawni, dużo chcieli dowiedzieć się o mnie :) Przegadaliśmy ze dwie godziny, pograliśmy w karty i potem zabrałam ich do baru na piwo. Ogólnie bardzo interesujący ludzie - dowiedziałam się od nich wielu naprawdę ciekawych, ale też przerażających i smutnych rzeczy dotyczących Meksyku i życia tam... Naprawdę w takich chwilach doceniam naszą Polskę...Wieczór zakończyliśmy piwkowaniem w domu, potem dołączyły do nas Karo i Hartyna.

Następnego dnia zaoferowałam się, że mogę pełnić rolę przewodnika w Dallas dla naszych gości, na co zareagowali bardzo entuzjastycznie - zabrałam więc ich do paru miejsc, moim zdaniem najciekawszych, potem pokręciliśmy się po downtown, zjedliśmy coś i przyszła pora pożegnania - byli bardzo wdzięczni za gościnę... i jak coś, to nocleg w Meksyku mamy gwarantowany ;)

Moja pierwsza przygoda z couchsurfingiem zakończyła się bardzo pozytywnie, bez żadnych ekscesów... Naprawdę fajna sprawa, chociaż zawsze w głowie jest ta myśl, że nie wiadomo na kogo trafisz. Ja jednak zawsze zakładam, że ludzie są w porządku [taka jestem dobra!], dopóki nie zrobią czegoś, co zmieni moje zdanie [wtedy już taka dobra nie jestem...].
W każdym razie - polecam couchsurfing!






A z innych spraw to w Dallas mamy jesień - po dokładniejszych oględzinach okolicy mogę powiedzieć,  że przypomina trochę naszą polską, złotą jesień...Nie pada tu właściwie, więc nie ma tej mamałygi na ziemi, liście w słońcu mienią się pięknymi kolorami, a temperatury...hmm może wystarczy jak powiem, że śmigałam pewnego dnia w minionym tygodniu w topie na ramiączkach... Taaa...











No także u nas jesień, a w Polsce zimna pełną parą... Czy zima, czy nie, w Dallas też znalazł mnie Mikołaj  6 grudnia! Ogólnie to całymi dniami słucham świątecznych piosenek - próbowałam nawet nauczyć T. jednej polskiej kolędy, ale polski język jest jednak BARDZO trudny dla obcokrajowców...
Co tu dużo mówić - po prostu czuję już magię świąt - nawet mimo pogody za oknem!







No i chyba to tyle...odliczamy dni do wylotu... Za 10 dni będę w domu!
Trzymajcie się ciepło!

Anna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz