czwartek, 7 maja 2015

Politycznie tak trochę.

No to w niedzielę mamy w Polsce wybory prezydenckie... Widzę, przynajmniej w internecie, poruszenie ogromne w związku z tegorocznymi wyborami. Wypowiada się i angażuje wielu MŁODYCH ludzi, którzy mają elastyczne poglądy (ale w tym DOBRYM sensie), nie zakorzeniły się w nich jeszcze żadne partyjne zobowiązania, czy poglądy 'niezmienne - nie - do - ruszenia'. Sam nowy i świeży prezydent nie wystarczy, jasne. Byłby to jednak ogromny krok do przodu...

Głosujcie mądrze, nie głosujcie na 'mniejsze zło', głosujcie tak jak czujecie, bo każdy głos się liczy, wbrew temu, co mogłoby się wydawać.
Niech moc będzie z Wami!

...

A teraz trochę zmieniając wątek, ale wciąż pozostając w temacie polityki -  pomyślałam, że przy okazji wyborów w Polsce, opowiem Wam trochę o polityce w USA.
Wspominałam Wam już wiele razy, że Amerykanie są BARDZO związani ze swoim krajem i przy KAŻDEJ okazji i na KAŻDYM kroku podkreślają swój patriotyzm... Wybory prezydenckie są naprawdę ogromnym wydarzeniem, odbywają się z tej okazji różne uroczystości, odbywają się liczne, publiczne debaty między kandydatami na fotel prezydencki, bardzo żywe i widowiskowe... Prezydent to bożyszcze, a przynajmniej bohater narodowy i super heros – kojarzycie te wzniosłe momenty, odwagę i przemówienia prezydenta w obliczu zagłady świata w amerykańskich filmach katastroficznych? No cóż, im dłużej tu jestem, tym bardziej zaczynam myśleć, że amerykańscy obywatele naprawdę tak widzą swojego prezydenta... chyba, że akurat ktoś głosował na 'tego drugiego'.

Wybór tak ważnej dla Amerykanów osoby jest, co za niespodzianka (!) , niezwykle ważnym wydarzeniem. Amerykanie podejmują decyzję – kto będzie lepiej rządził ukochaną Ameryką? Cóż z tego, że dużego wyboru nie mają...

A no właśnie, naprawdę nie mają. Narzekamy, że w Polsce ciągle te same partie? Jest ich jednak mimo wszystko więcej niż dwie. Amerykanie mają w PRAKTYCE tylko dwie (żadne inne się chyba nigdy nie liczyły) – republikanów i demokratów. I jak możecie się domyślić – jedni nienawidzą drugich i działa to obustronnie. No tak, polityka moi drodzy. Wszędzie taka sama.

Zacznijmy od Republikanów.
Partia Republikańska powstała w 1854. Znane 'republikańskie postaci' to Abraham Lincoln, Theodore Roosevelt, D.D. Eisenhower, Richard Nixon, Ronald Regan i dwóch Bush'ów. Deklarowana ideologia polityczna: konserwatywny liberalizm, centroprawica, a jeśli chodzi o poglądy gospodarcze jest to neoliberalizm. Republikanie jako swoje postulaty wymieniają: gospodarkę wolnorynkową i walkę z monopolami, zniesienie ograniczeń dla korporacji i niskie podatki. Poza tym chcą walczyć z przestępczością, terroryzmem, chcą rozwoju armii, są za wojną na Bliskim Wschodzie, broni dla każdego i chcą zminimalizować pomoc socjalną...
Są typowymi KONSERWATYSTAMI – sprzeciwiają się związkom homoseksualnym, są przeciwnikami aborcji i eutanazji. Chcą aby religia miała większy wpływ na życie Amerykanów. Jednocześnie jednak są za karą śmierci (albo mi się tylko wydaje albo coś tu nie gra, prawda?). Nie chcą więcej imigrantów w swoim państwie (to oni sprzeciwiają się zniesieniu wiz dla Polaków, z tego co się orientuję)...
Tacy samowystarczalni twardziele, mogłoby się wydawać. Nie znam się na polityce za bardzo, ale jakoś mi się ta ich ideologia słabo składa w całość... Poza tym powinni pamiętać, że ich 'czysto-amerykańskie', białe społeczeństwo się starzeje i gdyby nie imigranci, szczególnie z krajów latynoskich, to mogłoby być kiepsko w tym ich amerykańskim raju...
Jeśli chodzi o stereotypy o republikanach, to jak już wspominałam, są uważani są twardzieli, trochę jednak ograniczonych. Poza tym wielu przeciętnych republikanów NIE WIERZY W EWOLUCJĘ (!). Znalazłam gdzieś jakiś sondaż pokazujący, że tylko 6% naukowców w Stanach dzieli jakiekolwiek wspólne poglądy z republikanami. Trudno się dziwić...
Jeszcze jedna informacja – republikanie są popularni dużo bardziej na południu USA, które to określa się właśnie jako RELIGIJNE, KONSERWATYWNE I BIAŁE. Szczególne poparcie mają republikanie w Oklahomie, Kansas i ... Teksasie.







No dobra, przejdźmy do opozycji – czas na demokratów.
Partia demokratyczna powstała (ta współczesna) w 1820 roku (historyczna w 1792 i jest drugą najstarszą partią na świecie). Znani prezydenci z ramienia partii to Thomas Jefferson, Franklin Roosevelt, John Kennedy, Bill Clinton i obecny prezydent- Barack Obama (u republikanów nigdy by to nie przeszło – czarny prezydent?! Chyba żartujecie!). Początkowo to ta partia była bardziej konserwatywną partią (mają sporo za uszami – bardzo długo sprzeciwiali się zniesieniu niewolnictwa i byli za segregacją rasową), z czasem jednak przekształciła się w partię liberalną (deklarowana ideologia polityczna: amerykański liberalizm, socjalliberalizm). Obecne poglądy demokratów są jednak zupełnie nie-konserwatywne i są w totalnej opozycji do poglądów republikanów (taka zmiana o 180 stopni, a co tam!). Demokraci są za państwem opiekuńczym i większą pomocą socjalną – chcą wprowadzenia powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego (bardzo ważna kwestia w USA - ubezpieczenia są ciągle dużym problemem, a właściwie to raczej ich brak jest problemem), są za podatkami progresywnymi, walczą o prawa mniejszości i równouprawnienie kobiet, są przeciwni legalizacji broni palnej. Nie chcą, aby religia miała duży wpływ na państwo, w związku z tym popierają legalną aborcję, legalną eutanazję i legalizację małżeństw homoseksualnych. Są też świadomi tego, że zwierzęta zasługują na szacunek i powinny mieć swoje prawa - w przeciwieństwie do republikanów. Demokraci to głównie bardziej postępowa północ USA (Nowy Jork), jak i np. Kalifornia i ogólnie duże miasta Stanów.






Jak widzicie – republikanie i demokraci to dwa bieguny. Naśmiewają się z siebie nawzajem, nie lubią się i opowiadają polityczne żarty. Jedni i drudzy mają pewne postulaty, które w skrajnych przypadkach mogą prowadzić, do czegoś absurdalnego lub po prostu złego. No ale tak to ze skrajnościami już jest, że raczej nie są pożądane. Niezależnie, czy mówimy o ilości cukru w kawie, czy o polityce.





Jak widzicie, polityka wszędzie taka sama.

Trzymajcie się!
Anna


P.S. Kto nie głosuje, nie ma prawa narzekać - zgadzam się z tym stwierdzeniem w 100% i tym samym straciłam prawo do narzekania. Chciałyśmy bardzo zagłosować, powiedziano nam, że będąc w USA w Dallas można głosować on-line, okazało się, że jednak nie, że można tylko korespondencyjnie (za późno się dowiedziałyśmy, rejestracja już zamknięta była) lub osobiście w Huoston (najbliżej Dallas, jednak wciąż bardzo daleko). Naprawdę żałuję!
Wy jednak nie traćcie swojego prawa do narzekania!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz